W maju prawie każdy dzień spędziłam pod gołym niebem i dlatego tak niewiele pisałam na blogu - wybaczcie. Mam nadzieję, że uda mi się opisać choć część tego co się działo i co robiliśmy. Zdjęć jest mało bo rękami pobrudzonymi ziemią wolałam nie chwytać aparatu. Przez pierwszą część miesiąca było chłodno, ale wbrew pozorom nie aż tak deszczowo, w drugiej zrobiło się słonecznie i gorąco - moim zdaniem pogoda była idealna do prac polowych, a nawet nieco za sucha. Udało się uporać z pierwszymi pracami grządkowymi, nauczyć rozpoznawania kilku ziół i zrobić trochę dziwnych przetworów z darów łąki i lasu... Rower poszedł niestety w kąt i poza dwoma wyścigami niewiele na nim jeździłam dla przyjemności.
|
Grządki pod koniec maja. |
W pierwszej połowie miesiąca, praktycznie codziennie przekopywaliśmy łopatami przeorane pole, wysadzaliśmy rozsady lub sialiśmy do gruntu tworząc w ten sposób kolejne pasy grządek. Ziemię mieszaliśmy z piaskiem, czasami ściółką z lasu, czasami obornikiem od sąsiada, a także azofoską i dolomitem, by nieco ją nawieźć i pozbawić gliniasto-ścisłej struktury. Nieskończone ilości znajdowanych w ziemi kamieni zbieraliśmy do wiader, wynosiliśmy na drogę i wysypywaliśmy w miejscach gdzie tworzyły się grząskie kałuże. Pomiędzy grządkami mąż układał ścieżki z płyt chodnikowych kupionych w okazyjnej cenie w pobliskiej betoniarni.
|
Pierwsze zbiory. |
Na nowo założonych grządkach wysialiśmy buraki, szczaw, kolejną partię pietruszki (kwietniowa nie wzeszła), rzeżuchę, koper, rzodkiewkę i cebulkę siedmiolatkę. Wysadziliśmy też własne rozsady porów i selerów, a także kalarepki, cebule i sałaty lodowe, które dostaliśmy od kolegi mamy. Walczyliśmy i walczymy z pchełkami, które opanowały rukolę, rzodkiewkę, rzeżuchę, kapustę, kalarepkę i rozsady jarmużu (wilgotne od rosy lub zroszone wodą z węża rośliny sypiemy popiołem drzewnym).
|
Ziemniaki sadzone w kwietniu. Wygląda na to, że radzą sobie dobrze. |
|
Sałata. |
|
Kapusta. |
Na początku maja przy pomocy brata i mamy mojego męża naciągnęliśmy i przymocowaliśmy folię na tunelu. Wysadziliśmy tam pomidory, papryki, ogórki szklarniowe i bakłażany. Okazało się, że rozsad naprodukowaliśmy za dużo, więc roznosiliśmy je sąsiadom. Pomidory i ogórki już zakwitły. Niepokoi mnie tylko mała ilość owadów w szklarni - trzeba będzie zapylać pędzelkiem.
|
Kwiat pomidora. |
|
Kwiat ogórka szklarniowego. |
W połowie maja, skorzystaliśmy z życzliwości sąsiada mojej mamy i pożyczyliśmy ręczną glebogryzarkę by przekopać kolejne części grządek. Glebogryzarka była na prąd - 300 m kabla (czyli około 10 przedłużaczy), który pociągnęliśmy z domu zorganizowała mama. Bardzo przyśpieszyło to nasze prace ogrodowe, choć ziemia nie była tak przygotowana jak przy ręcznym, dokładnym kopaniu łopatą. Do przegryzionej ziemi wysialiśmy fasolę tyczną i karłową szparagową, kukurydzę oraz ogórki tworząc coś na wzór gildii roślinnej - w teorii kukurydza służy za tyczkę dla fasoli (choć i tak wkopaliśmy własne tyczki z leszczyny), fasola ma wiązać azot i dostarczać go kukurydzy, a ogórki dzięki dużym liściom zapobiegają wysuszaniu gleby i rozrostowi chwastów, same korzystają ze związków azotu. W pozostałej części wysadziliśmy rozsady dyni i cukinii oraz wysialiśmy jeszcze trochę ogórków - jeśli się udadzą będziemy kisić i konserwować!
Jeśli akurat nie siedzieliśmy w grządkach robiliśmy przetwory z darów łąki. Powstał więc miód z mniszka, kilka słoiczków syropu miętowego, eksperymentalne syropy i dżemy z pędów sosny, świerka i jodły oraz oliwny macerat z żywokostu lekarskiego i babki lancetowatej. Ten ostatni posłuży jako baza do "maści ogrodnika" mającej koić spracowane ręce.
|
Świerkowe pędy na eksperymentalny dżem. |
Rozpoznawanie kwiatów i ziół łąkowych oraz leśnych to moje nowe hobby. Wciąga coraz bardziej, szczególnie dzięki książce "Jaki to kwiat?"!
|
Biblioteka początkującej zielarki. |
|
Okazało się, że na łąkach rośnie storczyk plamisty! Roślina bardzo rzadka i chroniona. |
Cały czas uczymy się kosić kosą i powiem szczerze idzie nam to różnie. Po pierwsze chcielibyśmy kosić bliżej ziemi, po drugie dokładniej ciąć wszystkie trawy, które w przeciwieństwie do chwastów nie poddają się ostrzu kosy tak łatwo.
Udało się też w końcu przeserwisować naszą stajnię rowerową i doprowadzić do użyteczności rowery codzienne, które od kilku miesięcy wołały już co najmniej o szmatę i smar!
W drewnie koło domu odkryliśmy gniazdo sikorek. Chciałam uchwycić je na zdjęciach, ale marny ze mnie fotograf ptaków - poruszają się tak szybko, że wszystko wyszło rozmazane.
|
Wejście do gniazda. Tam w środku czeka kilka małych ptaszków, my słyszeliśmy tylko ich głos. |
|
Sikorka z zielonym robalem. |
Praktycznie co weekend ktoś nad odwiedzał. Zmuszało to do odejścia od grządek - sprzyjało rowerowym przejażdżkom i spacerom. Na jednym z nich rozpoczęliśmy sezon grzybowy. Zebraliśmy kilka prawdziwków, podgrzybków i maślaków. Część zbiorów przeznaczyliśmy na sos do kaszy, resztę zamroziliśmy i zużyjemy w niedalekiej przyszłości!
|
Tama powoli zarasta, z woda wróciła do głównego nurtu rzeki. |
|
Drzewa już nie zatopione. |
Innym razem pojechaliśmy do Ciechani - nieistniejącej wsi, która ze względu na położenie w środku Magurskiego Parku Narodowego, jest niedostępna dla turystów i zwiedzających. Od tego roku władze parku otworzyły dolinę (a właściwie dojście do cmentarza) przy okazji kermeszu w Olchowcu i festiwalu łemkowskiego w Zdyni. Bardzo chcieliśmy ją zobaczyć, ale ponieważ nie wiedzieliśmy, czy do samej wsi dozwolony jest dojazd rowerem, zadowoliliśmy się widokami z przełęczy nad ciechańską doliną.
|
W drodze do Ciechani. |
|
W tej dolinie kiedyś była wieś. Dziś nawet łąki zarastają lasem. |
Jednego wieczoru, chcąc odpocząć od prac polowych, po raz pierwszy odkąd tu mieszkamy dotarliśmy do granicy polsko-słowackiej. Jest oddalona od nas o około 13 km i można tam dojechać rowerem - polno-leśną drogą. Widok z przełęczy między polskim Regietowem a słowacką Regetovką to jeden z romantyczniejszych krajobrazów jakie kiedykolwiek widziałam. Wieczorna przejażdżka rozbudziła chęci do wyprawy na Słowację - kto wie, może uda się tam dopedałować w czerwcu?
|
Między Regietowem a Regetovką. |
Pod koniec miesiąca, ku mojej wielkiej radości, poznałam kilka lokalnych rowerzystek - mam nadzieję na wiele kilometrów i godzin wspólnej jazdy.
Co się nie udało? Nie udało się niemało. :) Po pierwsze dalej nie ma kładki przez rzekę, to znaczy bale nad wodą już wiszą, ale zanim będzie można przybić deski i zamontować poręcz trzeba podeprzeć mostek betonowym słupem - czekamy na sąsiada z koparką. Nie mamy drewna na zimę. Jak mówi pan leśniczy, który chyba znienawidzi nas za częste telefony, którymi nękamy go od lutego - "Widzi pan, pogoda daje w dupę i nie da się wjechać do lasu" - nie pozostaje nam nic innego jak poczekać. Z tej samej przyczyny nie udało się też kupić słupków do zamontowania ogrodzenia (siatki leśnej) wokół grządek i sadu. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że zwierzęta nie zjedzą nam plonów zanim ją w końcu zamontujemy. Życie w Beskidzie to szkoła cierpliwości. Tu wszystko toczy się we własnym, nieśpiesznym rytmie...
Powodzenia w ochronie plonów przed siłami natury. Grządki imponujące, a niespiesznego tempa niżej podpisany czytelnik zazdrości.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńUwielbiam czytac takie wpisy :)
OdpowiedzUsuńwiele tutaj fajnych pomysłów - polecam!
OdpowiedzUsuń