Lipiec upłynął nam pracowicie. Porządkowaliśmy łąki, grodziliśmy grządki, przygotowywaliśmy drewno opałowe, zbieraliśmy grzyby z lasu, dzikie maliny z łąki oraz warzywa z naszych upraw i robiliśmy z tego wszystkiego przetwory. Mimo, że żadna z tych czynności nie jest szczególnie imponująca i nie wydaje się jakaś skomplikowana, ich zmasowana ilość spowodowała, że zmęczeni jesteśmy jak nigdy i marzymy o urlopie!
Na początku lipca porządkowaliśmy łąki, pomogli nam w tym znajomi i całą pracę udało się wykonać chyba tylko dzięki ich młodzieńczemu entuzjazmowi i bluesowym piosenkom podśpiewywanym podczas machania kosą (sami mordowalibyśmy się z tym ze dwa tygodnie, a sił mamy coraz mniej). Łąki trzeba było oczyścić z małych drzewek skoszonych traktorem lub wyciąć te drzewka ręcznie (piłą i sekatorem) i przy pomocy kosy ściąć kępy traw dookoła. Na koniec dnia czekała na nas najprzyjemniejsza część, czyli wieczorne ogniska (na których już wszyscy zasypiali)!
|
Skoszone łąki i bele z siana, czyli Beskid w lipcu. |
W końcu przyjechały paliki do grodzenia grządek. Wieczorami okorowywaliśmy je do wysokości około metra, potem trzeba było je pomalować. By wykopać dziury w ziemi wynajęliśmy wiertnicę z lokalnej wypożyczalni sprzętu. Póki co mamy więc okorowane i zaimpregnowane paliki i około 60 dołków. :)
|
Sterta palików na ogrodzenie. |
|
Pierwsza okorowana partia. |
Przyjechało też drewno opałowe, na które czekaliśmy od marca... Ciężko co prawda nazwać drewnem opałowym dwumetrowe bale o średnicy pół metra i żal je ciąć, ale nie mamy wyboru i musimy się z nim rozprawić... W ruch poszły piły i siekiery. Na razie udało nam się pociąć, porąbać i poukładać połowę z dziesięciu zamówionych kubików, a i tak powoli kończy się nam miejsce na jego składowanie.
|
Przed. |
|
Po. |
Poza pracami z drewnem większą część naszego czasu zajmowało zbieranie i przetwarzanie. O klęsce urodzaju może świadczyć mój czterodniowy wyjazd do Krakowa, po którym zebrałam kilka skrzynek warzyw. Najbardziej obrodziły ogórki szklarniowe i cukinie - nie mogąc ich przejeść rozdawaliśmy sąsiadom.
|
Po czterech dniach bez wizyty w szklarni ledwo byłam w stanie podnieść skrzynkę z ogórkami. |
|
Mniej więcej tak wyglądały codzienne zbiory pod koniec lipca. Czasem towarzyszyły im jeszcze ziemniaki, buraki, sałata i kapusta. |
Tydzień spędziliśmy w kępach dzikich malin. Malutkie, ale niezwykle aromatyczne owocki przerobiliśmy na dwadzieścia słoików soku, dwie butelki nalewki i kilka tart.
|
Malinowe pyszności! |
Spełnia się marzenie o domowych przetworach z własnych upraw i zbiorów. Póki co udało się zamrozić kilka kilogramów szpinaku i bobu, zakisić kilkadziesiąt słoików ogórków i zrobić tarte kiszone ogórki na zupę, a także zająć się pomidorami i przerobić je na soki, lecza oraz inne frykasy.
|
Szpinak poddusiłam, zblendowałam i zamroziłam w sylikonowych foremkach na babeczki, by mieć wygodne porcje. |
|
Obieranie bobu. |
|
Kiszenie ogórków. |
|
Na kiszonki do zupy zużyłam trochę ogórków szklarniowych. Najpierw je ukisiłam, a potem starłam i zalałam kwaśnicą. |
|
Pomidorowe przetwory. Od lewej: leczo z cukinią, suszone pomidory w oliwie, całe pomidory w zalewie. |
Zbiorów było tyle, że praktycznie nie chodziliśmy do sklepu. Zajadaliśmy się cukiniami, fasolką szparagową, burakami, młodymi ziemniakami i kapustą, koperkiem, pietruszką, różnymi cebulkami, sałatą... W sierpniu mam nadzieję dołożyć do tego jadłospisu także szczaw, kukurydzę i paprykę, a na jesień selera, marchew, pietruszkę, dynie i jarmuż (które teraz od czasu do czasu podbieram z grządki). Bakłażany co prawda zakwitły, ale nie widzę na nich żadnych owocowych zawiązków.
W ramach eksperymentów zrobiłam też macerat i nalewkę z dziurawca. Udało się już je zlać i schować w ciemne miejsce - czekają na swój moment!
|
Dziurawiec na łące. |
|
Nalewka. Kwiaty dziurawca zalałam 70% alkoholem. Po kilku dniach zrobił się purpurowy, po dwóch tygodniach przelałam go do czystej buteleczki, dodałam miodu i gotowe! |
|
Kto by pomyślał, że z żółtych kwiatów i zielonych liści powstanie czerwony olej! |
Lipiec to także dwie wyprawy na grzyby. Na jednej nie znaleźliśmy nic (choć spotkaliśmy innego grzybiarza). Druga powiększyła nasze grzybowe zapasy o cztery słoiki suszu. Kilka maślaków znaleźliśmy też podczas rowerowej wycieczki do Wysowej.
To nie dzikie pszczoły, tylko osy :)
OdpowiedzUsuńAa! Dziękuję, nie wiedziałam.
UsuńAle bajka! Wasza praca przynosi niesamowite plony. Podziwiam i zazdroszczę - mam nadzieję, że u mnie tez kiedyś tak będzie :) Na razie muszę się zadowalać sporadycznymi weekendowymi wypadami na przyrodę i zbiorami darów natury. Bukowy Księżyc będzie też super do medytacji!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i za przyszłe plony i za teraźniejsze wyprawy na łąki i w lasy po dary natury!
Usuńwarto czytać takie blogi świat od razu staję sie piekniejszy !
OdpowiedzUsuń