sobota, 30 czerwca 2018

Czerwiec 2018.

Czerwiec obfitował w trudne i smutne rodzinne wydarzenia. Zmagaliśmy się z tematami śmierci i ciężkich chorób. Z tego powodu mąż musiał często bywać poza domem przez kilka dni, a ja ogarniałam gospodarstwo z dzieckiem na rękach.

Pierwszym dużym przedsięwzięciem były prace dekarskie, ale w tym obszarze za bardzo się nie udzielaliśmy. Robili to dla nas fachowcy - to oni zamontowali okna dachowe, położyli dachówkę ceramiczną, wykonali obróbki blaszane, przytwierdzili odgromienie i rynny. Po ich wspinaczkowych wyczynach (do tej pory nie mogę się nadziwić, że można z taką gracją biegać po łatach) my zabraliśmy się za montaż okien w ścianach. Ponieważ były używane, część z nich wymagała renowacji. Potem przyjechało zamówione w tartaku drewno, z którego wykonamy podłogi, ścianki i schody, ale na razie trzeba było ułożyć je równiutko z przekładami pomiędzy kolejnymi deskami, by wyschło i się nie pogięło. Zrobiliśmy też nieco porządków na budowie, a na otaczającym ją błocie wysialiśmy trawę. Wykiełkowała!

Dach od strony południowej.


Budowa widziana z łąki sąsiada.
Pięknie ułożone deski podłogowe.
Budowlane porządki i południowe okno, jeszcze przed renowacją.
W drugim tygodniu miesiąca susza dała nam we znaki i skończyła się woda w studni. Awaria trwała tydzień. Piorąc ręcznie i myjąc się na słonia myślałam o tym, jak niepraktyczna jest infrastruktura łazienkowa, gdy wodę do domu dostarcza się w wiadrach a nie kranem. W gruncie rzeczy nie było źle - uratowały nas beczki z deszczówką i burze, a potem już regularne deszcze, wodę pitną braliśmy od sąsiada.

W wolnych chwilach, albo raczej wtedy, gdy czuliśmy, że najbardziej na świecie potrzebujemy właśnie tego, spacerowaliśmy po lesie. Te wyprawy często kończyły się zbieractwem. Potem robiliśmy więc przetwory z poziomek i borówek, soki z dzikich malin, susze z kwiatów lipy. Rozkoszowaliśmy się smakiem podsmażonych kurek. Udało się nawet ulepić tuzin smakowitych jagodowych pierogów! Od sąsiadów dostaliśmy natomiast dwa wiadra wiśni, które przetworzyłam między innymi na konfitury.

Borówki.
Borówek ciąg dalszy.
Zapach lata, smak dzieciństwa.
Napar z lipy.
Postój podczas jednej z leśnych wypraw. Tym razem rowerowej.
Wiśnie od sąsiada.
Maleństwo, gdy tylko mogło, korzystało z błota. Bez pamięci się w nim taplając. Ja ćwiczyłam cierpliwość i udawałam, że wcale mi nie przeszkadzają błotne przytulasy. 

Szczęśliwe stópki.
W grządkach nie było już tyle pracy co wczesną wiosną, a dzięki deszczom nie musieliśmy podlewać. Trochę inaczej wyglądała sprawa w tunelu i szklarni. Te trzeba było regularnie nawadniać, a roślinność choć próbować okiełznać, bo pomidory i ogórki rozrosły się niemiłosiernie. W czerwcu zebraliśmy też co nieco zielonego groszku.

Pomidorowy gąszcz w szklarni.
Groszowe zbiory, pierwsza partia.
W końcu udało się znaleźć chwilę na produkcję mydła. Było by go dwa razy więcej, gdyby nie felerne eksperymenty z ługiem, które pewną ilość wodorotlenku spisały na straty. Cóż, bywa i tak. Wymydliłam dwie pokaźne porcje miodowego specyfiku, więc chyba nie ma na co narzekać.


Miodowe mydła.



Czerwiec to także czas sianokosów. Kolejny raz poprosiliśmy o pomoc sąsiadów. Zielone siano przydało się ich krowom, a po łąkach chodzi się teraz bajkowo!



Z powodu naszej opieszałości, braku czasu i możliwości zajęcia się tym tematem, zawalił się wykop pod ziemiankę. Dodaliśmy sobie tym pracy, bo zbrojenia pod płytę fundamentową były już ułożone i czekały na beton. Trudno. W lipcu czeka nas mozolne ręczne odkopywanie kraty zbrojeniowej spod grud gliny, a potem mamy nadzieję wybudować w końcu wymarzoną piwniczkę ziemną. Ale kto wie, może trzeba będzie poczekać z tym do sierpnia...

22 komentarze:

  1. Zdjęcie z błotem najlepsze.:) Słodkie uroki dzieciństwa, masz anielską cierpliwość.:) Mydełko wygląda jak cukierki, musi pachnieć obłędnie. Życzę żeby lipiec był dla Was łaskawszy, dobrych dni.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteście niezwykli.. podziwiam całą sobą Wasze inicjatywy i wytrwałość;-) pięknie to wszystko brzmi i wygląda ale wyobrażam sobie jak tytaniczna pracą jest okupione!Cudowne że są ludzie którzy mają do tego pęd,wewnętrzna dole,którą czuć w każdym słowie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzruszyłam się! Miło mi ogromnie, że ktoś lubi czytać te moje podsumowania.

      Usuń
  3. Powtarzam się-wiem ale jesteście NIEZWYKLI!!!Zdjęcia piękne, czekam z niecierpliwością na mydełko;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale w dzieciństwie pierogi wyglądały zupełnie inaczej ;) były bardziej białe ;) a te Twoje jakieś takie jakby innej rasy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam twoją pracowitość Dorotko. To co pokazujesz to krem na torcie i marzę o takim życiu, wiem jednak, że wkładasz z mężem w wasze gniazdko dużo wysiłku. Trzymam za kciuki i zyczę wszyskiego, co najlepsze:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze czekam na podsumowania miesiąca. Czasami nie mam czasu, żeby przeczytać tekst od razu po opublikowaniu, ale wracam do nich w wolnej chwili. Podziwiam Waszą pracę w stworzenie wymarzonego domu. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo miłe, że ktoś te moje podsumowania czyta! Serio, serio!

      Usuń
  7. Czyta, czyta. Ale nie komentuje. Lipiec się kończy, więc czas na kolejny (wyczekiwany) wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawa jest Wasza budowa domu. O ile ekologiczne i odpowiedzialne jedzenie widuje sie dosc czesto, to budowy bez stosow styropianu, litrow pianek, farb i innych nie widzialam nigdy. Bede sie inspirowac Wami w tej kwestii :) A na razie czekam na kolejny wpis. Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też uwielbiam czytać podsumowania :) Wpis o budowie koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze czytam na tym blogu podsumowanie miesiąca.Są dobrze napisane.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń