czwartek, 10 stycznia 2019

Recenzja książki "Farba znaczy krew" Zenona Kruczyńskiego

Na okładce poroże jelenia. Tytuł tłumaczący myśliwski język. Nie czytając można stwierdzić, że to nagonka na pewną grupę społeczną. Odłożyć, odradzać, zapomnieć. Po lekturze nie jest to takie proste. 


"Farba znaczy krew" Zenona Kruczyńskiego to osobista historia autora o tym, jak po latach strzelania do dzikich zwierząt został zaangażowanym aktywistą ekologicznym. A także moc wywiadów z osobami mogącymi się wypowiedzieć na temat życia, przekonań i działań ludzi decydujących o egzystencji innych stworzeń na ziemi (nie tylko tych dzikich). 
Jego opowieść porusza, ponieważ dotyczy ogromnego, zbiorowego, skrzętnie wypieranego poczucia winy, wskazuje jego istnienie i odsłania przyczyny jego powstania. Autor nie oszczędza w niej siebie, a jego szczerość jest bolesna; w swojej spowiedzi potrafi być szczegółowy i okrutny w tej szczegółowości. Jak pątnik udaje się do innych, szuka mistrzyń i mistrzów, przyjaciół i podobnych sobie, żeby wytłumaczyli mu powód zła, które wyrządzał, i sens przemiany, jaka się w nim dokonała. Na jego determinację odpowiadają taką samą szczerością. Starannie zapisuje ich słowa.
Od tego momentu książka przestaje być opowieścią jednego człowieka. Nagle okazuje się, że myśliwy i polowanie to pretekst do dużo szerszych i głębszych rozważań, których punktem centralnym jest stosunek ludzi do zwierząt. 
Rozmawia z psychoterapeutą, z mistrzynią zen, z psycholożką uzależnień, z innymi myśliwymi, z żonami myśliwych, z ekolożką i lekarką weterynarii. Każdy z nich patrzy na fakty z innego punktu widzenia. Te perspektywy łączą się, uzupełniają, odkrywając kolejne wymiary problemu. Polowanie uzbrojonego człowieka na zająca staje się wierzchołkiem góry lodowej, drobną sceną z ogromnego powszechnego koszmaru, który otacza nas zewsząd, ponieważ zabijanie zwierząt dotyczy każdego z nas. Tego, kto poluje, ale i tego kto to akceptuje i stanowi prawo. Tego, kto nosi futra, skórzane buty, kto je mięso i kto używa testowanych na zwierzętach leków oraz kosmetyków. Wszystkie te rozmowy orbitują bezradnie wokół prostego, wydawałoby się, pytania: Jak to możliwe, że zabijamy zwierzęta. 
- czytamy w przejmującym wstępie Olgi Tokarczuk.


Dla mnie ta książka jest pytaniem. Tym momentem, kiedy trzeba się zatrzymać i podumać nad miejscem człowieka w świecie przyrody. Nie tylko myśliwego, ale każdego z nas...
Kto nie boi się fermentu myślowego, trudnych zagadnień i nowych dylematów, niech koniecznie po nią sięgnie - szczególnie do tej części z wywiadami!

7 komentarzy:

  1. Polecam wywiad z autorem do posłuchania: https://www.polskieradio.pl/9/1363/Artykul/1616478,Czlowiek-ktory-nie-chce-juz-polowac

    tak jak książka, nie jest lekki

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważam, że taka książka to dobry dowód na to, że ludzie potrafią się zmieniać i że zawsze warto być sobą. Bez względu na wszystko, czy popełniamy błędy, czy się zmieniamy, warto przyznać się do niektórych życiowych kwestii.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Szkoda, że tej odwagi, pracy nad sobą i mierzenia się z demonami nie uczą w szkole.

      Usuń
  3. Dziękuję Ci ze tę recenzję. Dzięki Tobie (a może - przez Ciebie?) kupiłam ebook. Na razie nie mam własnego zdania, bo czyta go mąż, ja jestem druga w kolejce. Odezwę się ponownie po przeczytaniu.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bardzo ciekawa odczuć innych. Odezwij się koniecznie!

      Usuń
  4. Rzetelna recenzja. Dzięki! Na pewno sięgnę, bo aura sprzyja do lekturki.

    OdpowiedzUsuń