Ostatnie 5 dni spędziliśmy z maleństwem w Krakowie i pod tym miastem. Żeby się dostać do krainy mojego dzieciństwa, przemieszczać po niej, a potem wrócić w Beskid – zapakowaliśmy nasze klamoty w 30-litrowy plecak, a potem przejechaliśmy około 220 km samochodem, 165 km pociągiem, 55 km rowerem z fotelikiem, 30 km autobusem podmiejskim i 15 km tramwajem.
|
Podróż pociągiem. Koleje Małopolskie zapewniają haki na rowery i toaletę. Nic więcej nie było nam potrzebne do szczęścia! |
Miałam obawy, czy w ogóle tam jechać, bo:
- oboje z maleństwem byliśmy podziębieni,
- bałam się jeździć na rowerze z fotelikiem po ewentualnym lodzie i śniegu.
Zależało mi jednak na kilku wizytach medycznych i spotkaniach z rodziną oraz znajomymi, często niewidzianymi przez wiele miesięcy. Długo dumałam, jak ułożyć eskapadę, żeby się samemu nie umordować, ale też nie nadwyrężyć środowiska.
Zebrałam przemyślenia i postanowiłam na świeżo opisać nasze komunikacyjne doświadczenia ostatniego tygodnia. Kilka rzeczy mnie zaskoczyło, kilka ucieszyło, kilka bardzo zmartwiło...