Szacuje się, że populacja dzikich zwierząt spadła mniej więcej o połowę od lat pięćdziesiątych. Kiedy oglądam swoje stare filmy, dociera do mnie, że chociaż miałem wrażenie iż przebywam w dziczy, wśród pierwotnej przyrody, było to tylko złudzenie. Lasy równiny i morza, które odwiedzałem, już wtedy pustoszały. Już wtedy z trudem znajdowaliśmy część dużych ssaków. Przesuwający się punkt odniesienia zakłóca to, jak postrzegamy przyrodę. Zapomnieliśmy, że dawniej w strefie umiarkowanej istniały lasy, przez które można było wędrować całymi dniami. Bizonów było tak wiele, że mijały cztery godziny, nim przebiegło jedno stado, a niebo ciemniało podczas przelotu ptaków. Jeszcze kilka pokoleń temu było to normalne. Teraz jest inaczej, przywykliśmy do zubożałej planety.
Zastąpiliśmy dzikie zwierzęta hodowlanymi. Traktujemy ziemię jak naszą własność, wykorzystywaną przez ludzi i dla ludzi. Nie zostawiamy wiele przestrzeni dla pozostałych gatunków. Dzika przyroda - przyroda pozbawiona ludzi - zniknęła. Zadeptaliśmy planetę.
- czytam w jednych z fragmentów książki Davida Attenborough. Próbując sobie równocześnie wyobrazić oczekiwanie na swoją kolej podczas spaceru po lesie, gdy przede mną przebiega stado żubrów... Albo niebo czarne od ptaków. Nie mieści mi się to w głowie, a przecież noszę i w niej i w sercu wielką tęsknotę za naturą, lasem, zielenią, zwierzętami na wolności. Intuicyjny żal, że tak bardzo brakuje tego dokoła. Że nie jest czymś normalnym, powszednim, znajomym. Nawet w Beskidzie Niskim. Że łatwiej trafić tu w lesie na oponę, papierek po batoniku, czy butelkę, niż wilka, sarnę, dzika czy lisa...
(...) dziewięćdziesiąt sześć procent masy wszystkich ssaków na Ziemi tworzą ciała ludzi i zwierząt hodowlanych. Nasza masa stanowi jedną trzecią całości, zwierzęta zaś, przede wszystkim krowy, świnie i owce to ponad sześćdziesiąt procent. Wszystkie dzikie ssaki, od myszy zaczynając, a na słoniach i wielorybach kończąc, stanowią zaledwie cztery procent masy.
Znów wytrzeszczam oczy i czuję przerażenie. Jak to się stało? Jak do tego doszło? Dumam i nie mogę zasnąć, bo książkę czytam wieczorami, gdy wszyscy już dawno drzemią. Na raty. W kawałkach. Przez prawie miesiąc. Chcę poświęcić jej maksimum uwagi, na jaką mnie teraz stać.