"Wyrzucając kanapkę marnujesz 90 litrów wody zużytej na jej wyprodukowanie, wyrzucając kilogram wołowiny marnujesz od 5-10 tysięcy litrów wody, wyrzucając kilogram ziemniaków marnujesz 300 litrów wody..." tak zaczyna się spot reklamowy kampanii nie marnuj jedzenia. Z jednej strony, bardzo źle, że taka akcja jest potrzebna, z drugiej cieszę się, że problem został ujawniony, a tysiące ludzi dzieli się pomysłami jak żyć ekologiczniej i ekonomiczniej.
W moim domu wyrzucenie jedzenia jest nie do pomyślenia. Nie chodzi tylko o marnowanie pieniędzy, czy wody. Jedzenie jest dla mnie czymś świętym, czymś na co trzeba pracować i na co poświęca się czas - najpierw by zdobyć półprodukty, a potem by przyrządzić posiłek. To także zupełnie niepotrzebne produkowanie śmieci.
W moim domu wyrzucenie jedzenia jest nie do pomyślenia. Nie chodzi tylko o marnowanie pieniędzy, czy wody. Jedzenie jest dla mnie czymś świętym, czymś na co trzeba pracować i na co poświęca się czas - najpierw by zdobyć półprodukty, a potem by przyrządzić posiłek. To także zupełnie niepotrzebne produkowanie śmieci.
Nawet jeśli mamy w domu zwierzęta lub hodujemy kury, karmienie ich domowym jedzeniem nie jest najlepszym pomysłem. Traktowanie zwierząt jak jedzeniowych odkurzaczy, może okazać się katastrofalne w skutkach dla zdrowia naszych ulubieńców. Przejadanie się po to tylko by zjeść coś, czego nagotowaliśmy za dużo też nie jest dobrym wyjściem. Jedzenie przestaje być niezbędnym paliwem i zaczyna szkodzić nam samym.
Aby nie marnować jedzenia dobrze jest:
- znać potrzeby i upodobania domowników,
- wiedzieć co mamy w lodówce, szafce lub domowej spiżarni, od czasu do czasu robić przegląd posiadanych produktów, sprawdzać daty ważności i gotować z tego co może się najszybciej zepsuć; nie dopuścić do tego by produkty straciły datę przydatności do spożycia, chleb spleśniał, ugotowana kasza skisła, a warzywa się zepsuły, bo wtedy nie pozostaje nam nic innego jak tylko je wyrzucić,
- planować zakupy z kartką i ołówkiem; zapisywać na bieżąco to, co się skończyło i robić zakupy dopiero wtedy, gdy na liście jest kilka pozycji; zaopatrywać się w to, co faktycznie jest nam potrzebne, a nie to, co akurat jest w promocji,
- być świadomym tego, co nam zostało z dnia poprzedniego i co trzeba przerobić (można wieszać przypominajkę na drzwiach lodówki),
- nie gotować i nie otwierać nowego jedzenia, gdy mamy coś, co nadaje się do jedzenia i może się szybko zepsuć,
- gotować małe porcje, jeśli nie lubimy jeść w kółko tego samego,
- mieć kilka potraw, które lubimy i możemy przyrządzić na szybko (maks. 15-20 minut) ze składników, które zawsze mamy w domu - to jedzenie na czarną godzinę gdy okaże się, że jesteśmy wyjątkowo głodni, a obiad był za mały.
Niekiedy zdarzają się sytuacje wyjątkowe, na przykład organizujemy imprezę i pojawia się na niej mniej osób niż się spodziewaliśmy lub każdy przynosi jakieś jedzenie i jest tego zwyczajnie za dużo, wszystko zostaje u nas, a po dwóch dniach pałaszowania sałatki i chipsów, te wychodzą nam uszami i nosem. Do imprezy przygotujmy się tak, jak do gotowania na co dzień. Poinformujmy znajomych jaki charakter ma planowana impreza, co będzie do jedzenia, co mogliby ewentualnie przynieść goście. Wymyślmy maksymalnie trzy potrawy, ugotujmy ich tyle by każdy zapowiedziany gość się najadł, ale nie przejadł. Gdyby okazało się, że odwiedzą nas wyjątkowe głodomory, przygotujmy produkty suche (ciastka, chipsy, krakersy, bakalie), otwórzmy je po właściwym posiłku. Jeśli nie zostaną zjedzone, możemy zamknąć je w słoiku i odstawić na półkę na kilka dni.
Zdarza się też, że kupujemy produkty, których nie znamy i okazuje się, że nam nie służą, nie smakują albo opakowanie jest za duże na nasze potrzeby. Co wtedy? Poinformujmy naszych znajomych, chociażby na facebooku, przez e-maila lub telefonicznie, że mamy jedzenie do rozdania lub do podziału. Spróbujmy oddać nasz nietrafiony zakup w dobre ręce, jak najszybciej, póki jest świeży i pełnowartościowy. Jeśli jesteśmy pewni, że nasi znajomy nie będą zainteresowani takim jedzeniem, sprawdźmy, czy w naszym mieście nie działa Foodsharing.
A poniżej moich kilka pomysłów, jak wykorzystać to, co nam zostało, by nie musiało trafić na kompost lub, co gorsza, do śmieci (pomysły dotyczą produktów i dań wegańskich):
Stary, czerstwy chleb możemy zamienić na tosty (wystarczy je podpiec na patelni, w piekarniku lub tosterze), grzanki do zupy (pokroić resztkę chleba na małe kosteczki, natłuścić i posolić i opiec) lub bułkę tartą (zetrzeć na tarce lub w maszynce do mięsa). Trzymanie chleba w folii sprzyja rozwijaniu się pleśni. Chleb trzymany na wierzchu lub w materiałowym worku nie powinien się zepsuć, a raczej wyschnie. Jeśli wiemy, że nie zużyjemy chleba który mamy, najlepiej jak najszybciej przerobić go na grzanki lub ususzyć i zetrzeć na bułkę tartą, następnie zamknąć w słoiku by nie dostała się tam wilgoć. Chleb można też pokroić i zamrozić.
Zupa cebulowo-czosnkowa z grzankami ze starego chleba. |
Stare ciasto można przerobić na ziemniaczki lub bajaderki. Jeśli jest suche, to znaczy nie było w nim kremu lub dżemu, możemy zetrzeć je na tarce i mieć słodką bułkę tartą, która przyda się nam do kolejnych wypieków.
Ugotowaną kaszę lub ryż, możemy zużyć do różnego rodzaju zapiekanek lub faszerowanych warzyw (gołąbki, faszerowana papryka). Jeśli nie mamy ochoty na pracochłonną zapiekankę, wystarczy je podgrzać, polać oliwą lub sosem i posypać ulubionymi ziołami. Kasza jaglana sprawdzi się świetnie jako baza do wegańskich zapiekanek, burgerów lub bezglutenowych wypieków. Kasza gryczana doskonale nadaje się do sałatek, w których jest rucola i pomidorki koktajlowe - świetnie się tam prezentuje. Może też śmiało udawać skwarki w wegańskim smalczyku. Ryż możemy dodać do zupy.
Kokosowy sernik na bazie kaszy jaglanej. |
Ugotowane warzywa (na przykład takie z gotowania bulionu) można dodać do sałatek, zup lub zapiekanek z piekarnika. Można je także podsmażyć na patelni. Jeśli mamy ochotę na burgery, możemy rozgnieść warzywa widelcem, dodać kaszę jaglaną, siemię lniane, bułkę tartą, przyprawy, sól i olej, a następnie uformować jak kotlety i upiec w piekarniku.
Sałatka warzywna w dużej mierze składa się w warzyw spod bulionu. |
Nadmiar dyni warto upiec w piekarniku, zmiksować na puree i zamrozić. Przyda się do ciast, ciasteczek i nie tylko!
Ugotowane ziemniaki można zużyć do puree lub farszów, zrobić z nich kotlety albo kopytka, dodać do majonezu lub sosu, zapiec w piekarniku lub postąpić tak samo jak z gotowanymi warzywami. A może ugotować z nich zapiekankę pasterką?
Kopytka z resztek ziemniaków. |
Wodę spod gotowania fasoli możemy użyć do zaczynu na chleby, bułki i bagietki. A woda spod ciecierzycy to absolutny hit, z którego można przygotować wegańskie bezy i pulchne ciasta!
Jeśli jesteśmy sami, ugotowaliśmy garnek zupy, bigosu lub gulaszu, ale nie chcemy jeść ich przez 4 dni z rzędu, możemy podzielić na porcje i zamrozić. Przyda się, gdy będziemy mieć mało czasu na gotowanie. Być może nie będą tak pyszne jak pierwszego dnia, ale się nie zmarnują i pozwolą wypełnić żołądek w sytuacjach ekstremalnych.
Gdy zostanie nam za dużo farszu (do pierogów, naleśników lub zapiekanek) możemy uformować z niego kotleciki, które upieczemy w piekarniku lub usmażymy na patelni.
Gdy niespodziewanie dostaniemy dużo warzyw (jak kukurydza, fasolka szparagowa, kalafior, brokuł, marchew, papryka, seler) i jesteśmy pewni, że nie zjemy ich wszystkich zanim się zepsują, umyjmy je, pokrójmy na kawałki, zblanszujmy, podzielmy na porcje i zamroźmy - będziemy mieli doskonałe warzywa na patelnię na czarną godzinę. Z nadmiarowych buraków możemy ukisić pyszny barszcz. Owoce, które nas zaskoczą można ususzyć, zamrozić (ale bez blanszowania) lub przerobić na dżemy i soki.
Jak suszyć owoce? Mój dziadek kroił je w plasterki i układał na kaloryferach, a mama używa suszarki do grzybów. |
Kiedy idziemy na pizzę lub do restauracji zamawiajmy tyle ile zjemy, zawsze można domówić kolejną porcję. Warto też mieć przy sobie małe plastikowe pudełko (choćby po lodach) by zapakować to, czego nie zjedliśmy - będzie jak ulał na kolację lub śniadanie.
Trafne spostrzeżenia, sama staram się nic nie marnować, ale twoje porady są bardzo przydatne, szczególnie z mrożeniem :) Dziękuje!
OdpowiedzUsuńKasia
Cieszę się, że mogą być pomocne!
UsuńPewnie jest jeszcze masę patentów, o których sama nie wiem...
Twoje przykłady na niemarnowanie są niezwykle inspirujące i niemal wyczerpują temat przerabiania nadmiaru jedzenia, które mamy w domu. Ostatnio robiłam na przykład ciasto z resztek różnych mąk - jak to mój mąż stwierdził "Czuć zdrowiem". Z obierek od jabłek ugotowałam kompot (mniam!). Z suchego chleba lubię robić tzw. pan grattata (zmielony z oliwą i czosnkiem, posypka do potraw). Resztki mogą nas zmusić do kreatywności!
OdpowiedzUsuńResztki inspirują, zdecydowanie uczą kreatywności, moim zdaniem też uważności! Warto przerobić je jak najszybciej lub zaraz na drugi dzień!
UsuńPan grattatę muszę wypróbować - dzięki! :)
Staram się kupować mało, by jak najmniej wyrzucać. Gotuję z tego co mam w domu i ewentualnie dokupuję produkty. Najgorszy jest jednak czas świąt, gdy oby dwie rodziny (moja i męża) chce nam jeszcze oddać coś ze swojego stołu. Robią za dużo i niestety nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego przejeść, szczególnie, gdy już z pełnym brzuchem wychodzimy od nich. Co mogę mrożę od razu, ale niestety i tak się zdarza coś wyrzucać, co mnie bardzo smuci.
OdpowiedzUsuńZnam to. :( U nas jest jeszcze gorzej, bo to my częściej przyjmujemy gości, którzy przybywają z tonami jedzenia (mimo, że regularnie prosimy, żeby tego nie robili). Wychodząc od kogoś łatwiej mi odmówić słoika z sałatką, ale kiedy ktoś już ją przyniósł, nie mam serca odesłać go z nią do domu.
UsuńTo nadmiarowe jedzenie jest powodem, dla którego w święta gotuję bardzo mało. Liczę się z tym, że może się pojawić, a gdy (ku mojej radości i zaskoczeniu) dzieje się inaczej - gotuję na bieżąco.
Myślę, że trzeba próbować tłumaczyć, dlaczego się nie chce tego jedzenia - komunikować zawczasu, rozmawiać, proponować kompromisy. Dawać jasno do zrozumienia, że nie jest się odkurzaczem, że przejadanie się jest niezdrowe (nawet raz, nawet w święta), że odmawiasz nie ze złośliwości tylko dlatego, że po prostu tego nie zjesz, a ważne jest dla Ciebie, żeby nie wyrzucać. Warto zadzwonić kilka dni przed świętami i powiedzieć "Nie obraź się Mamuś, ale w tym roku, nie chcę brać jedzenia po Wigilii / Świątecznym obiedzie bo tego nie zjemy i się zmarnuje" i potem go faktycznie nie brać.
Czasami jest ciężko, ale idzie się przyzwyczaić i zmienić swoje działanie. A warto, bo szkoda wyrzucać coś, na co wydaliśmy pieniądze
OdpowiedzUsuńJasne, że tak!
UsuńDobrze zebrane rady :) My naprawdę bardzo rzadko marnujemy jedzenie. Zdarza się to w zasadzie tylko wtedy, gdy okaże się, że coś nie dotrwało np. do trzeciego dnia w lodówce i jednak strasznie zwiędło/zgniło. Wtedy idzie na zupę albo kompost. Niestety bywa, zwłaszcza latem, że kupowane warzywa lub owoce nie dają rady, nie zawsze da się przewidzieć :) Jest nas czworo i gotujemy coś codziennie, więc jeśli już, to czegoś nam brakuje :)
OdpowiedzUsuń"Jeśli już, to czegoś nam brakuje" i to jest super!
UsuńSuper wpis :) Dla mnie to najważniejsze, żeby znać upodobania domowników. Na początku za bardzo kombinowałam z nowościami. Teraz już wiem, że hummusu nikt oprócz mnie w domu nie ruszy (wiem, szok ;) ) więc robię go jak dla jednej osoby. Podobnie postępuje z innymi potrawami. To co nowe i testowe przygotowuje w malej ilości, to co sprawdzone w wielkim garze. Kiedy coś jest smaczne znika od razu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńDla mnie upodobania domowników są bardzo, bardzo ważne. Trzeba o nich pamiętać i je szanować!
Zupę ogórkową mogę jeść nawet i przez tydzień z rzędu:)
OdpowiedzUsuńSuper!
UsuńTo jest najczęściej czytany przeze mnie wpis. Wstyd się przyznać, ale otworzyłaś mi oczy na to w jaki sposób marnujemy jedzenie. Szczególnie ten wątek o zwierzętach. Przyznam ,że przez lata tak usprawiedliwiałam wyrzucane jedzenie bo wydawało mi się, że dobrze robię oddając resztki do skarmiania cudzych kur. Teraz jestem uważniejsza robiąc listę zakupów i podczas samych zakupów. Uważam też podczas nakładania posiłków. Lepiej dołożyć niż dojadać np.po dzieciach (czego nie znoszę). Najwięcej odpadków powstawało u mnie właśnie z niedojedzonych talerzy. Poza tym nagle zauważyłam ile jedzenia kryje się w domu, pomimo że kiedyś powiedziałabym czas iść po zakupy bo pusta lodówka. Wielgachne dzięki za tą lekcje!
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że post się przydaje. Po to jest! Korzystaj śmiało!
UsuńA ja z całego serducha trzymam kciuki za niemarnowanie!
Zdecydowanie powinnaś napisać o tym książkę. Zgłaszam się na Twoją redaktorkę :D
OdpowiedzUsuń:* Musimy to zrobić!
Usuń:)
OdpowiedzUsuńZaliczam się do osób, które nie lubią marnować jedzenia. I w związku z tym postępuję podobnie do Ciebie. Gdy gotuję rosół, mięso z rosołu podsmażam i jest idealne do drugiego dania, natomiast warzywa kolejnego dnia służą mi jako baza do sałatki jarzynowej.
OdpowiedzUsuńWspaniale!
UsuńDoroto, teraz ten wpis bardzo na czasie ! Bo do sklepu powinno się raczej jak najrzadziej chodzić, a jeść - i to zdrowo - jednak trzeba! my we czwórkę dajemy radę wyżyć bez sklepu 2 tygodnie, ale wymaga to niemal rozpisania obiadów tym bardziej, że staramy się jeść jak najmniej mięsa (a nie da się ukryć, że łatwiej jest je przechować niż warzywa). Ale i tak moim największym problemem są warzywa z wywaru/rosołu. Trzymajcie się zdrowo z tych czasach!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, e.
Świetne porady! jak widać można ponownie wykorzystać wiele produktów w ciekawy sposob.
OdpowiedzUsuńBardzo przydatne wskazówki :) Ja od jakiegoś czasu nie gotuję, zamawiam gotowe posiłki. Teraz mam chociaż więcej czasu dla siebie
OdpowiedzUsuń