Strony

poniedziałek, 29 lutego 2016

Luty 2016, czyli pierwsze mgnienia wiosny...

Mroźna i śnieżna zima przeplatała się wiosennym, ciepłym wiatrem... Co kilka dni nocą padał śnieg, rano można było ulepić bałwana, a do wieczora nie było po nim śladu. Mgła i deszcz, choć częste, niekiedy ustępowały miejsca słońcu. Jednego dnia rzeka przybrała tak, że porywała wszystko, co stanęło jej na drodze - była o prawie metr wyższa niż zazwyczaj!

Poranny widok z okna, wieczorem po śniegu nie będzie już żadnego śladu.







Luty to miesiąc, którego najbardziej nie lubię. Ziąb i śnieżne zaspy, przemoczone buty oraz zima, która nie chce odejść... Trzeba przyznać, że w tym roku nie było tak źle. Zimne i pluchowate dni ustępowały czasem miejsca tym wiosennym i słonecznym. Pojawiły się bazie, kiełki żonkili, pąki na drzewach i krzakach oraz kwiaty leszczyny. 

Bazie.
Co robiliśmy? Prawdę powiedziawszy przez pierwszą połowę miesiąca, w czasie gdy mąż dzień w dzień dzielnie ocieplał i wykańczał ściany poddasza, ja obijałam się jak nigdy - spałam i czytałam książki. 

Potem, dzięki kilku wiosennym dniom, udało mi się zrobić pierwsze porządki w ogrodzie. Odnalazłam wiele kęp zdziczałych malin - postanowiłam je odchwaścić i wyciąć stare pędy - co z tego będzie, przekonamy się w lipcu! Przerzedziliśmy też nieco przydomowy zagajnik, wycinając krzaki wszechobecnej i potwornie kolczastej tarniny oraz trochę gałęzi drzew - będzie jak znalazł na pierwsze wiosenne ognisko! Mąż zrobił także mostek nad rowem drenażowym, który znajduje się między zagajnikiem a domem oraz ławeczkę do przebierania butów nad rzeką. 

Ostatni gwóźdź i mostek gotowy!


Z zebranych kwiatów leszczyny robiliśmy herbatę, która jest podobno bardzo zdrowa (czy smaczna, to kwestia gustu). Jeśli chcecie dowiedzieć się co nieco o właściwościach leszczynowych kwiatów, przeczytajcie ten artykuł.

Herbata z leszczynowych kotów.
Nie mogąc się doczekać założenia grządek (ziemia dalej jest zmarznięta), wysialiśmy na kuchennym oknie rukolę, rzodkiewkę, szczypiorek, bazylię i pietruszkę oraz nastawiliśmy nasiona na kiełki.

Za oknem zima, ale w domu wiosna.


Kiedy rzeka była bardzo wysoka, nie schodziliśmy do wsi, a szliśmy przez las do oddalonego o około 3,5 kilometra Uścia Gorlickiego.

Leśna droga do Uścia.


W ramach aktywnego odpoczynku w pierwszej połowie miesiąca chodziliśmy na bliższe i dalsze spacery, a w drugiej pracowaliśmy w ogrodzie, ja pozwoliłam sobie także na kilka szosowych przejażdżek (część z nich udało mi się upamiętnić na zdjęciach i opisać). Podczas spacerów kilka razy widzieliśmy na śniegu ślady wielkich łap i podejrzewamy, że przed nami szły tam wilki. Prawie każde wyjście z domu wiązało się też ze spotkaniem kilku saren i widokiem orlika szybującego po niebie. Wybrane migawki z wycieczek, spacerów i jazd poniżej.

6 lutego, wspinaczka na Suchą Homolę.





6 lutego, widok z Flaszy.



14 lutego, leśny wąwóz nad Kwiatoniem.
19 lutego, deszczowy spacer.
22 lutego, słoneczna jazda!
27 lutego, szosujemy po śniegu w dolinie Łopacińskiego.


Dwa zdarzenia przypomniały nam o kruchości życia. Jednym z nich był dźwięk dzwonów kościoła, który usłyszałam, gdy pewnego wtorkowego wieczoru szłam do sklepu. Ponieważ dzień i pora nie wskazywały na żadną kościelną uroczystość, spytałam panią w sklepie, dlaczego biją. Okazało się, że gdy ktoś we wsi umiera, aż do pogrzebu, trzy razy dziennie uderza się w dzwony. Ten piękny, niespotykany w mieście zwyczaj, znany mi tylko ze starych ballad, wzruszył mnie prawie do łez. Drugim wydarzeniem było znalezienie szkieletu i poroża jelenia w zagajniku niedaleko naszego domu.

Najbardziej przydatnym ubraniem na luty były kalosze i spodniobuty! Prawdę powiedziawszy korzystaliśmy z nich codziennie. Nie mogłyby się bez nich odbyć spacery po łąkach, lasach i zagajnikach, a przeprawa przez rzekę byłaby już całkiem niemożliwa. Spodniobuty to ubranie absolutnie niezawodne, natomiast jeśli mielibyśmy jeszcze raz kupować kalosze, to zdecydowanie zaopatrzylibyśmy się w takie, które sięgałyby co najmniej do kolan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz