Kolejny miesiąc w Beskidzie. Znów uczyliśmy się cierpliwości, pracowitości i pokory. Jeśli w sierpniu byliśmy zmęczeni, a we wrześniu wyczerpani, to u progu listopada zastanawiam się jakim cudem jeszcze w miarę normalnie funkcjonujemy. Przemęczenie jest prawdopodobnie spowodowane okolicznościami, na które nie mamy zbyt dużego wpływu. Nałożyło się chyba wszystko, co mogło się nałożyć. Codzienna, wielogodzinna praca męża przed komputerem i mój powrót do dawania lekcji. Załatwienia związane z budową oraz fakt, że końca jej nie widać. Nieprzespane noce z maleństwem. Moc rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić przed zimą. Marzenie, by podłubać coś jeszcze w grządkach. Coraz krótsze dni, chłód i deszcz.
Jeśli ktoś, kto żyje na wsi uwierzył, że letnia "sielanka" potrwa wiecznie, to październik jest od tego, by sprowadzić go na ziemię. Trzeci już raz musieliśmy stawić czoło pytaniom:
- Czy w domu będzie ciepło? Jest uszczelniony i ocieplony? Wystarczy opału?
- Czy sprzęty i narzędzia, których nie możemy trzymać w środku, zostały zabezpieczone przed śniegiem i mrozem?
- Czy ogródek jest gotowy na zimę?
W tym roku odpadł rytuał cięcia i rąbania drewna, bo mamy pokaźne zapasy z zeszłego roku. Za to mąż wszedł na dach i wyczyścił kominy. Uszczelnianie? Trwa! Ocieplanie? Nie było na nie czasu. Główna izba dalej ma ubytki wełny mineralnej w ścianach, nie udało się też założyć izolacji w podłodze. Wymieniliśmy natomiast szyby w oknach (na podwójnie zespolone) i drzwi wejściowe (na przeszklone). Stare szyby posłużą nam do zrobienia inspektu, a stare drzwi trafią do nowego domu. Mamy nadzieję, że dzięki zmianom zimą w domu będzie cieplej i jaśniej.
Z rzeczy mniej optymistycznych odkryliśmy pleśń i próchno na więźbie. Prawdopodobnie trzeba będzie ją wymienić w ciągu najbliższych kilku lat. Z jednej strony snujemy więc plany co do remontu poddasza, okien dachowych, dłuższych daszków dookoła domu, z drugiej jesteśmy przygnębieni.
Prowadziliśmy też ostrą walkę z myszami. Póki co dalej irytuje nas chrobotanie w ścianach, więc walka to niezbyt udana. A do tego ani ekologiczna ani humanitarna, bo przy pomocy morderczych łapek i zatrutego ziarna. W walce wspiera nas łasica (która dzisiaj uśmiechnęła się do mnie zza okna), choć kto wie, może jest nie mniejszym szkodnikiem niż myszy. Ubiegając sugestie i komentarze - kota nie mamy z uwagi na uczulenie męża oraz moje wątpliwości co do żywienia go kupnym mięsem.
W grządki zachodziliśmy właściwie tylko po to, żeby coś nazbierać. O przepraszam! Mąż zasadził czosnek. I to właściwie wszystkie przygotowania do wiosny. Nie udało się jeszcze wyplewić i przekopać ogródka przed zimą, ani dokończyć układania chodniczków. Do zapasów dołączyły kapusty, pory, selery i pietruszki. W ziemi zostały jarmuż, kapusta pekińska, brukselka, rzepa i topinambur.
W ramach przetworów zrobiłam musy jabłkowe z owoców od sąsiadki i nastawiłam eksperymentalne kiszonki w postaci marchewki oraz papryki (nie pachną porywająco).
Apogeum mojej irytacji związanej z budową nastąpiło w połowie miesiąca, gdy przyszedł majster i oznajmił, że "skończyła się woda". Fachowcy używali jej do mycia konstrukcji przez impregnowaniem, a nasza studnia ma swoje ograniczenia.
Coś jednak pozwala nam wierzyć, że ten dom kiedyś powstanie... ;)
Lekturą miesiąca była książka "Wykluczeni" Artura Domosławskiego. Kto jeszcze nie słyszał o tej pozycji niech przeczyta recenzję Ani.
Spacery i wycieczki? Było ich mało. Ale każda cieszyła. Poniżej kilka jesiennych migawek.
Naszła mnie refleksja, że taka wiejskie gospodarstwo nigdy nie obywało się bez parobków w okresie letnim. Czy wyśleliście o wolontariuszach?
OdpowiedzUsuńMyślimy...
UsuńTak, październik, listopad to chyba najtrudniejsze miesiące, pełne pracy i przygotowań do zimy.
OdpowiedzUsuńDobrze widzieć Twoje pozytywne nastawienie, ono bardzo pomaga :)
Trzymam kciuki za budowę i jej szybkie wykończenia!
Dziękuję, kciuki się przydadzą!
UsuńDomosławskiego właśnie czytam i myślę, czy to na pewno dobra lektura na jesień. Krótki dzień pozbawia mnie sił witalnych, a będzie gorzej i ta myśl mnie mocno przybija. Mój listopad okazuje się potwornie zaplanowany i powinnam harować od rana do nocy (oczywiście inaczej niż Wy, Was podziwiam za podjęcie wyzwania, które dla mnie jest odległym marzeniem).
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno i wierzę, że dom powstanie tak, jak chcecie. A co do myszy, to niestety na zimę pewnie przyjdzie ich więcej. Wypożyczcie jakiegoś węża myszojada ;)
Wąż myszojad! :o Brzmi groźnie.
UsuńDużo sił na jesień i dobrej lektury!
Ja powiem tylko że jak człowiek niewyspany (dziecko) to całe życie trudniejsze. Trzymam kciuki za sen nocny więc :-)
OdpowiedzUsuńTrzymaj, trzymaj! :*
Usuń