Wiosna oswajała się z Beskidem bardzo powoli. Pierwsze dwa tygodnie marca były mgliste, ponure i smutne. Słońce pojawiało się rzadko i na krótko. Potem nastąpił przełom! Poziom wody w rzece znacznie się obniżył, do jej pokonania wystarczą kalosze, da się też przejechać przez nią na rowerze. Na malinach, porzeczkach i czarnym bzie pojawiły się małe listki. W lesie i na łąkach wyrosły dzikie prymulki, nad stawem żółte kwiatki, na podmokłych terenach zagościły liście kaczeńców, trawa zaczęła się zielenić...
|
Pierwsze liście malin. |
|
Żółte kwiatki nad stawem. |
|
Zieleń wiosennej trawy zawsze mnie urzeka. |
|
Jednak przez pół miesiąca taki widok z okna witał nas każdego ranka. |
W stawie pojawiły kaczki oraz czapla siwa, niedługo po nich pierwsze żaby, a w końcu bocian. Czarny bocian! Żaby wydają z siebie fantastyczne dźwięki i składają niezliczone ilości jaj...
|
Żab było tak dużo, że cały staw się ruszał, a z okna domu było widać błyszczące w słońcu białe kropki. |
|
Żaby i ich skrzek. Strach pomyśleć ile ropuch będziemy mieć w naszym stawie za miesiąc. |
|
Bocian nie dość, że płochliwy, to jeszcze zazwyczaj chowa się za klonem. Widać tylko ruszającą się wodę, czerwony dziub połykający ropuchy lub czarny kuper. Jednego dnia miałam więcej szczęścia i udało mi się go uchwycić na zdjęciu zanim odleciał. |
|
Czarny bocian zrywa się do lotu nawet na dźwięk obiektywu przykładanego do szyby zamkniętego okna. |
W ramach wiosennych prac ogrodowych zabraliśmy się za porządkowanie przydomowego zagajnika. Wycięliśmy w nim krzaki tarniny, przerzedziliśmy go wycinając kilka młodych drzew i wynieśliśmy suche gałęzie. Dzięki temu zyskamy trochę własnego drewna na opał i patyczków na rozpałkę.
|
Sterty patyczków na rozpałkę to jeden z efektów porządkowania zagajnika. |
Zamiast kolczastych krzaków posadziliśmy w nim konwalie, niezapominajki, zawilce i przylaszczki, a skraj zagajnika obsadziliśmy jaśminem, forsycją i katalpą - czy się przyjmą, zobaczymy.
|
Zawilce. |
|
Przylaszczka. |
|
Forsycja zakwitnie lada dzień. |
Klomb z tulipanami, narcyzami i szafirkami, które już pod koniec lutego zaczęły wystawiać na światło dzienne czubki swoich liści uzupełniliśmy też o bratki.
|
Nasz pierwszy klomb. |
Większość sadzonek podarowała i dostarczyła nam moja mama, a co więcej pomogła to wszystko zasadzić i stale musi przypominać mi co i kiedy podlewać... ;)
Lutowe uprawy na oknie niestety nie wyszły. Zostawiłam tam już tylko szczypior z cebuli, kiełkownicę z rzodkiewką, rzeżuchę oraz "dupki" z marchwi i pietruszki. Szare, krótkie dni i małe okno nie sprzyjały "uprawie" czegokolwiek innego. Rukola i szpinak były bardzo wybiegnięte. Bazylia, pietruszka, szczypior i lawenda nie wypuściły nawet kiełków. Nie łudziliśmy się już, że okno wystarczy i na początku marca zdecydowaliśmy się zakupić lampy doświetlające rozsady. W wielodoniczkach wysialiśmy pory, selery, kapusty, kalafiory, szczypiorek oraz sałatę, a w innych doniczkach zioła - pietruszkę naciową, bazylię, koperek, kolendrę, oregano, a także rukolę, szpinak oraz cebulkę na szczypior. Tworzymy też rozsady kwiatów - lawendy, maciejki, aksamitki i lwiej paszczy.
|
Marcowe nasiona. |
|
Rozsady pod lampą. |
|
Wiosenne okno. |
Rozsady warzyw chcemy przesadzić do gruntu na początku kwietnia. W przygotowaniu pola pod uprawy, sad i krzewy owocowe (około pół hektara) pomógł nam sąsiad, który je zaorał. Mieliśmy ambicję przekopać to pole samemu łopatami, ale ta praca nas przerosła. Po pół dnia kopania byliśmy tak zmęczeni i obolali, że gdy akurat w pobliżu przejeżdżał swoim ciągnikiem inny sąsiad i zaoferował przemielenie pola glebogryzarką, ochoczo na to przystaliśmy. Trzeba jednak poczekać aż ziemia nieco obeschnie. Wszyscy sąsiedzi okazują bardzo życzliwi i pomocni - bez nich byłoby nam zdecydowanie trudniej.
|
Zaorane pole. |
W drugim tygodniu marca zdecydowaliśmy spuścić sok z dwóch brzóz i jednego klona. Eksperyment się udał, choć soków nie było tak dużo jak się spodziewaliśmy. Jednego dnia zamiast kapiącego soku z drzewa zwisał sopel, a wkrótce potem rany wyschły. Przypadkowo (podczas porządków w zagajniku), zraniliśmy natomiast innego klona i zaczęło z niego kapać - wcisnęliśmy więc w niego miedzianą rurkę i znów mieliśmy trochę soku.
|
Lód z brzozy. |
Każde z nas zajęło się też mniej imponującym w opisie krzątaniem i "dłubaniem". Oczyszczaliśmy teren ze śmieci. Mąż robił ławeczki (do ogniska, nad rzekę, nad staw itp), a ja je malowałam. Dalej wypalałam też drewniane podstawki, tworząc co raz to nowe, bardziej i mniej udane wzory. Odważyłam się w końcu wypalić delikatny wzorek na stworzonym przez nas stole. Błoto, które zrobiło się pod kranikiem beczki z deszczówką wyłożyliśmy kamieniami. Czasami biegaliśmy od drzewa do drzewa po zasadzonym jesienią zalążku sadu sprawdzając, które puściło już pąki.
|
Ławka nad stawem. |
|
Wzorki na stole. |
|
Nowe podstawki. |
Poza pracami ogrodowymi dalej remontowaliśmy. Przed świętami udało się zakończyć grubsze prace, odmalować murowaną ścianę kominową i wysprzątać przestrzeń na poddaszu. Ocieplanie dachu i ścian ciągnęło się za nami już 6 miesięcy i mamy tego serdecznie dość. Zostały co prawda ściany na dole, ale tym zajmiemy się w ciepłe letnie dni i być może poprosimy kogoś o pomoc, by poszło sprawniej.
Staraliśmy się też choć czasem cieszyć wyjątkowością krainy, w której mieszkamy. Wybraliśmy się na kilka rowerowych przejażdżek w miejsca przez nas nieznane lub od dłuższego czasu nieodwiedzane, a podczas spacerów odkryliśmy nową ścieżkę i ślady borsuka...
|
Tama bobrowa i rozlewisko pod dzwonnicą w górnym Regietowie. |
|
Uschnięte drzewa to znak rozpoznawczy bobrowych rozlewisk. |
|
Czy kiedyś był tu sad? |
|
Pięć wąskich opuszek blisko siebie i wyraźne pazury odbite nad nimi - tak wygląda borsuczy ślad. |
Wisienką na torcie był udział w koncercie łemkowskich pieśni paschalnych w kwiatońskiej cerkwi. Kameralny koncert w malutkiej, drewnianej świątyni był darmowy. W cerkwi było co prawda przeraźliwie zimno, ale muzyka rozgrzała nasze serca. Na lutni zagrał pan Antoni Pilch, a śpiewem zauroczyła wszystkich łemkowska pieśniarka Julia Doszna.
dużo pracy ale jak pięknie!
OdpowiedzUsuńpraca nigdy się nie kończy! ;)
Usuń