Czerwiec obfitował w trudne i smutne rodzinne wydarzenia. Zmagaliśmy się z tematami śmierci i ciężkich chorób. Z tego powodu mąż musiał często bywać poza domem przez kilka dni, a ja ogarniałam gospodarstwo z dzieckiem na rękach.
Pierwszym dużym przedsięwzięciem były prace dekarskie, ale w tym obszarze za bardzo się nie udzielaliśmy. Robili to dla nas fachowcy - to oni zamontowali okna dachowe, położyli dachówkę ceramiczną, wykonali obróbki blaszane, przytwierdzili odgromienie i rynny. Po ich wspinaczkowych wyczynach (do tej pory nie mogę się nadziwić, że można z taką gracją biegać po łatach) my zabraliśmy się za montaż okien w ścianach. Ponieważ były używane, część z nich wymagała renowacji. Potem przyjechało zamówione w tartaku drewno, z którego wykonamy podłogi, ścianki i schody, ale na razie trzeba było ułożyć je równiutko z przekładami pomiędzy kolejnymi deskami, by wyschło i się nie pogięło. Zrobiliśmy też nieco porządków na budowie, a na otaczającym ją błocie wysialiśmy trawę. Wykiełkowała!
|
Dach od strony południowej. |
|
Budowa widziana z łąki sąsiada. |
|
Pięknie ułożone deski podłogowe. |
|
Budowlane porządki i południowe okno, jeszcze przed renowacją. |
W drugim tygodniu miesiąca susza dała nam we znaki i skończyła się woda w studni. Awaria trwała tydzień. Piorąc ręcznie i myjąc się na słonia myślałam o tym, jak niepraktyczna jest infrastruktura łazienkowa, gdy wodę do domu dostarcza się w wiadrach a nie kranem. W gruncie rzeczy nie było źle - uratowały nas beczki z deszczówką i burze, a potem już regularne deszcze, wodę pitną braliśmy od sąsiada.
W wolnych chwilach, albo raczej wtedy, gdy czuliśmy, że najbardziej na świecie potrzebujemy właśnie tego, spacerowaliśmy po lesie. Te wyprawy często kończyły się zbieractwem. Potem robiliśmy więc przetwory z poziomek i borówek, soki z dzikich malin, susze z kwiatów lipy. Rozkoszowaliśmy się smakiem podsmażonych kurek. Udało się nawet ulepić tuzin smakowitych jagodowych pierogów! Od sąsiadów dostaliśmy natomiast dwa wiadra wiśni, które przetworzyłam między innymi na konfitury.
|
Borówki. |
|
Borówek ciąg dalszy. |
|
Zapach lata, smak dzieciństwa. |
|
Napar z lipy. |
|
Postój podczas jednej z leśnych wypraw. Tym razem rowerowej. |
|
Wiśnie od sąsiada. |
Maleństwo, gdy tylko mogło, korzystało z błota. Bez pamięci się w nim taplając. Ja ćwiczyłam cierpliwość i udawałam, że wcale mi nie przeszkadzają błotne przytulasy.
|
Szczęśliwe stópki. |
W grządkach nie było już tyle pracy co wczesną wiosną, a dzięki deszczom nie musieliśmy podlewać. Trochę inaczej wyglądała sprawa w tunelu i szklarni. Te trzeba było regularnie nawadniać, a roślinność choć próbować okiełznać, bo pomidory i ogórki rozrosły się niemiłosiernie. W czerwcu zebraliśmy też co nieco zielonego groszku.
|
Pomidorowy gąszcz w szklarni. |
|
Groszowe zbiory, pierwsza partia. |
W końcu udało się znaleźć chwilę na produkcję mydła. Było by go dwa razy więcej, gdyby nie felerne eksperymenty z ługiem, które pewną ilość wodorotlenku spisały na straty. Cóż, bywa i tak. Wymydliłam dwie pokaźne porcje miodowego specyfiku, więc chyba nie ma na co narzekać.
|
Miodowe mydła. |
Czerwiec to także czas sianokosów. Kolejny raz poprosiliśmy o pomoc sąsiadów. Zielone siano przydało się ich krowom, a po łąkach chodzi się teraz bajkowo!
Z powodu naszej opieszałości, braku czasu i możliwości zajęcia się tym tematem, zawalił się wykop pod ziemiankę. Dodaliśmy sobie tym pracy, bo zbrojenia pod płytę fundamentową były już ułożone i czekały na beton. Trudno. W lipcu czeka nas mozolne ręczne odkopywanie kraty zbrojeniowej spod grud gliny, a potem mamy nadzieję wybudować w końcu wymarzoną piwniczkę ziemną. Ale kto wie, może trzeba będzie poczekać z tym do sierpnia...
Zdjęcie z błotem najlepsze.:) Słodkie uroki dzieciństwa, masz anielską cierpliwość.:) Mydełko wygląda jak cukierki, musi pachnieć obłędnie. Życzę żeby lipiec był dla Was łaskawszy, dobrych dni.:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana!
UsuńJesteście niezwykli.. podziwiam całą sobą Wasze inicjatywy i wytrwałość;-) pięknie to wszystko brzmi i wygląda ale wyobrażam sobie jak tytaniczna pracą jest okupione!Cudowne że są ludzie którzy mają do tego pęd,wewnętrzna dole,którą czuć w każdym słowie..
OdpowiedzUsuńSiłę nie dole ;-)
UsuńWzruszyłam się! Miło mi ogromnie, że ktoś lubi czytać te moje podsumowania.
UsuńPowtarzam się-wiem ale jesteście NIEZWYKLI!!!Zdjęcia piękne, czekam z niecierpliwością na mydełko;-)
OdpowiedzUsuńBędą!!! :*
Usuńale w dzieciństwie pierogi wyglądały zupełnie inaczej ;) były bardziej białe ;) a te Twoje jakieś takie jakby innej rasy ;)
OdpowiedzUsuńHa ha ha! Rasy pełnoziarnistej.
UsuńPodziwiam twoją pracowitość Dorotko. To co pokazujesz to krem na torcie i marzę o takim życiu, wiem jednak, że wkładasz z mężem w wasze gniazdko dużo wysiłku. Trzymam za kciuki i zyczę wszyskiego, co najlepsze:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana! :*
UsuńZawsze czekam na podsumowania miesiąca. Czasami nie mam czasu, żeby przeczytać tekst od razu po opublikowaniu, ale wracam do nich w wolnej chwili. Podziwiam Waszą pracę w stworzenie wymarzonego domu. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńTo bardzo miłe, że ktoś te moje podsumowania czyta! Serio, serio!
UsuńCzyta, czyta. Ale nie komentuje. Lipiec się kończy, więc czas na kolejny (wyczekiwany) wpis :)
OdpowiedzUsuńJoj!
UsuńBardzo ciekawa jest Wasza budowa domu. O ile ekologiczne i odpowiedzialne jedzenie widuje sie dosc czesto, to budowy bez stosow styropianu, litrow pianek, farb i innych nie widzialam nigdy. Bede sie inspirowac Wami w tej kwestii :) A na razie czekam na kolejny wpis. Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńKiedyś postaram się opisać to przedsięwzięcie.
UsuńJa też uwielbiam czytać podsumowania :) Wpis o budowie koniecznie!
OdpowiedzUsuńOn chyba będzie miał 100 stron. ;)
UsuńZawsze czytam na tym blogu podsumowanie miesiąca.Są dobrze napisane.
OdpowiedzUsuńOjej! Jak miło takie coś przeczytać.
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń