Śnieg stopniał i powoli dawały o sobie znać oznaki wiosny. Szare łąki zazieleniały się. Pierwsze liście oraz kwiaty wychylały coraz śmielej, aż w końcu wybuchły całą gamą kolorów. Pchaliśmy nasze życie do przodu, z dnia na dzień.
Był to czas wypełniony codzienną pracą, wiosennymi krzątaninami, radością z narodzin dziecka i opieką nad dwójką maluchów z wszystkimi tego urokami. Czas spędzany w domu oraz jego najbliższym otoczeniu, choć w wolnych chwilach staraliśmy się korzystać z beskidzkiej przyrody.
Dostałam wiele pytań, jak żyje się u nas w czasie koronawirusowych obostrzeń. Z jednej strony niewiele się zmieniło. Nasze życie na co dzień kręci się wokół domu. Mamy zapasy jedzenia z własnych upraw. Nie podróżujemy, bardzo rzadko znajdujemy się w ludzkich skupiskach. Z drugiej spędziłam cztery dni w szpitalu i było to osobliwe doświadczenie porodowe, niezbyt przyjemne. Zamknęli przedszkole, które jak nigdy było nam potrzebne i które nasze dziecko bardzo lubiło, a mi pod koniec ciąży i z noworodkiem pozwoliłoby odetchnąć choć trochę. Zapominaliśmy o "happy hours" dla seniorów i gdy już wybraliśmy się do apteki po kropelki czy krem dla dziecka albo na pocztę odbijaliśmy się od drzwi. Nosiłam w sobie wielki bunt i niezgodę na przymusową izolację oraz ograniczenie dostępu do przyrody, nie mogłam też pogodzić się z informacjami o nasileniu przemocy domowej w tym czasie. Wkurzałam się, że w promieniu 26 km od nas całkowicie zlikwidowano komunikację publiczną. Brakowało tego, żeby kogoś bliskiego (ale nie z rodziny) zobaczyć, dotknąć, przytulić, zaprosić na herbatę i ciasto, dać do ponoszenia maleństwo. Nic takiego, mniejsze i większe pragnienia oraz potrzeby, bez zaspokojenia których przez jakiś czas da się żyć, ale jednak przypominające o innej rzeczywistości.
Czym się zajmowaliśmy? Dni mojego męża wypełnione były głównie pracą przed komputerem, a moje opieką nad domem i dziećmi. Byłam z siebie niezwykle dumna, gdy udało się zrobić cokolwiek więcej niż przygotowanie posiłków, upieczenie chleba, upranie ubrań oraz pieluch, sprzątanie domu i zabawy ze starszakiem. Podziwiałam męża, że w tym czasie w naszym otoczeniu powstało z jego rąk tyle przydatnych rzeczy. Na pewno pomogły też kilkudniowe odwiedziny mamy, siostry i teściowej, które wspierały nas jak umiały.
|
Połowa marca, niesiemy prosto z piwniczki produkty na obiad. |
|
Chleb piekę od lat, a w tych miesiącach żywiliśmy się praktycznie tylko pieczywem własnej produkcji. Zaskoczeniem dla mnie samej była nauka pieczenia drożdżówek. |
Wiosna to dla nas czas intensywnej pracy w grządkach. Plewiliśmy, przekopywaliśmy, sialiśmy i podlewaliśmy. Robiliśmy sadzonki. Moim marzeniem było nie potykać się o rozsady w domu. Najpierw więc powstał dla nich stół, który ustawiliśmy pod wielkim południowym oknem na budowie, a potem inspekty-rozsadniki ze starych szyb - by rośliny miały jeszcze jaśniej. W sadzie mąż obkładał kartonami drzewka i krzewy.
|
Robię pierwsze rozsady i sadzę kwiatki. |
|
Stół na rozsady i do wszelkich prac gospodarskich. Prosto spod rąk męża. |
|
Pikowanie pomidorów. |
Od połowy marca zbieraliśmy też nowalijki. Rzodkiewka, szczypior i rukola gościły codziennie na naszym stole. Piekłam placki z rabarbarem. Przerobiłam na mrożonki kilka kilogramów szpinaku.
|
Pierwsze wiosenne zbiory. Pozimowy jarmuż, ozime szpinak i rzodkiewka. |
|
Ilość szpinaku zaskoczyła nas. Blanszowałam i mroziłam... |
|
... szpinakowe babeczki w sylikonowych foremkach na muffinki. |
|
Nowalijek ciąg dalszy. |
Po wielu latach marzeń i zaczytywania się w pszczelarskich lekturach mąż w końcu przygotował miejsce na mikropasiekę. Kupił ule, pomalował je i ustawił w sadzie. Zaopatrzył się w całą resztę potrzebnych utensyliów. W końcu obsiał łąki miododajnymi kwiatami. W maju mamy nadzieję wypełnić ule odkładami od lokalnego pszczelarza.
|
Ależ te ule dodają uroku! |
By umilić sobie i dziecku czas zrobiłam mu ciastolinę - ze składników, które miałam w domu. Wspólnie z mężem odrestaurowaliśmy ciężarówkę z mojego dzieciństwa. Ponieważ nie mogliśmy jeździć na plac zabaw powstała też piaskownica.
|
Domowa ciastolina w naturalnych kolorach. |
|
Drewniana ciężarówka po renowacji. Przed wyglądała tak. |
|
Piaskownica. |
Piękny stół!
OdpowiedzUsuńJa też mam dosyć kwarantanny i izolacji i nie mogę się doczekać, aż się zobaczymy :)
Ten wątek został mi polecony przez mojego przyjaciela.Mi tak naprawdę to ten wątek w ogóle się nie podoba.
OdpowiedzUsuńMi się ten artykuł bardzo podoba.Na ten blog na pewno wrócę.
OdpowiedzUsuńMarzy mi się życie na wsi, pobudka z brzaskiem i zasypianie z kurami. Może kiedyś się uda :)
OdpowiedzUsuńWow! Podziwiam Cię, zapał i determinację. Życzę powodzenia w nadchodzącym lecie i czekam na jakiś update :)
OdpowiedzUsuńSuper podsumowanie!
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDoroto, jak minęło Wam lato i jak zaczyna się jesień? :)
OdpowiedzUsuńudało mi się podsumować lato...
UsuńJa na pewno na tym blogu zostanie bo ten blog jest bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuń