Od dłuższego czasu wyszukuję inspiracji na to, jak gotować lokalnie i sezonowo. Kiedy więc dostałam propozycję otrzymania recenzenckiego egzemplarza książki Kariny Greiner bardzo się ucieszyłam. Przyznam szczerze, że przepisy kuchni roślinnej, które znam z blogów i książek wegańskich zawierają wiele nielokalnych produktów - migdały, awokado, mango, chia, goji, karob i kakao to tylko niektóre przykłady - żaden z tych produktów nie rośnie w Polsce naturalnie. Dlaczego sprowadzamy je z daleka, skoro i u nas można znaleźć ich smakowe i wartościowe odpowiedniki, niejednokrotnie SUPERFOODsy?
Autorka zachęca by sięgnąć po lokalną superżywność w postaci dzikich roślin z kilku powodów:
- Są dostępne na wyciągnięcie ręki i za darmo.
- Łatwo zebrać je gdy są dojrzałe i przyrządzać na świeżo, przez co nie tracą swoich wartości.
- Nie są uprawiane, a co za tym idzie nawożone i pryskane.
- Ich wegetacja odbywa się w naturalnych porach roku w optymalnych warunkach, są więc prawdziwie sezonowe.
- Wiele z nich można spożywać bezpośrednio po umyciu, bez żadnego przetwarzania.
W książce znajdziemy informacje ogólne, co może zawierać regionalna superżywność, wskazówki jak ją zbierać, a w końcu dokładną charakterystykę dwudziestu ośmiu roślin oraz przepis z wykorzystaniem każdej z nich. Receptury są w 95% procentach wegetariańskie, prawie zawsze podany jest też wariant bezlaktozowy, bezglutenowy i wegański, co wprawiło mnie w absolutny zachwyt! Rośliny pogrupowano według pór roku, w których warto je zbierać i bardzo upraszcza to korzystanie z przewodnika.
Publikacja napisana jest prostym, przyjemnym w odbiorze językiem. Informacje podane są w przystępny sposób, a zdjęcia potraw niezwykle apetyczne.
Publikacja napisana jest prostym, przyjemnym w odbiorze językiem. Informacje podane są w przystępny sposób, a zdjęcia potraw niezwykle apetyczne.
Po lekturze tej książki poczułam niestety lekki niedosyt. Prezentowanych roślin jest w moim odczuciu bardzo mało, spodziewałam się także większej ilości przepisów. Zabrakło mi dokładnych zdjęć lub grafik tych ziół - fotografie są niewielkie, a z praktyki wiem, że sam opis, nawet najdokładniejszy nie zawsze wystarcza w identyfikacji poszukiwanych elementów lokalnej fauny (chyba, że autorka wyszła z założenia, że wszystkie je znamy, a jeśli nie, to korzystamy równolegle z jakiegoś atlasu botanicznego). Rozczarował mnie nieco fakt, że co prawda dzikie rośliny w przepisach są lokalne, ale inne składniki dań już nie zawsze. Mam także kilka zastrzeżeń redakcyjnych - nie wszystkie informacje dotyczące zbierania odpowiadają polskiej rzeczywistości, nie rozumiem również niekonsekwencji w zapisywaniu nazw pochodzenia obcego, niekiedy są spolszczane, innym razem zachowana została ich oryginalna pisownia.
Niemniej jednak dla początkującego dzikiego kucharza, dla kogoś, kto chce urozmaicić swój jadłospis, dla wegetarianina i weganina, którzy lubią spacery w przyrodzie książka ta jest bardzo ciekawą propozycją! Dla mnie doskonale uzupełnia się z inną publikacją o podobnej tematyce, a mianowicie "Dziką kuchnią" Łukasza Łuczaja, a gdy będę mieć wątpliwości przy identyfikacji jakiejś rośliny zajrzę do atlasu "Jaki to kwiat?" Dietmar Aichele.
Radziłabym Ci siegnąć po rodzimą literaturę na ten temat starszych wydań. Na przykład książki Ireny Gumowskiej Owoce z lasów i pól. Ja sama "praktykowałam" zbieractwo w młodości wg ksiązki Owoce dziko rosnące : warzywa i owoce, potrawy i przetwory.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wskazówki. Poszukam tych książek!
UsuńKsiążka przedstawia się ciekawie, mimo tych niedociągnięć, o których piszesz. A który przepis najbardziej przypadł Ci do gustu?
OdpowiedzUsuńWiosenna sałatka z młodych liści drzew, tartaletki z poziomkami i bluszczykiem kurdybankiem, bulion z uszakami (choć nie wiem czy się odważę, a jeśli, to na pewno zweganizuję) i lemoniada z podagrycznikiem (na którą w sumie przepisu nie ma, ale jest wspomniane, że smakuje wybornie i jest zdrowa, więc muszę sobie powymyślać jak ją przyrządzić)!
Usuń