Listopad nie rozpieszczał. Przez większą część miesiąca było
szaro, zimno, depresyjnie, często padał deszcz... Woda w rzece na kilka dni
podniosła się tak, że kalosze i kamienne stopnie nie wystarczyły, by się
przedostać na drugi brzeg, nieodzowne okazały się spodniobuty. Jednak mimo, że przez cały miesiąc wychodziło
z nas zmęczenie październikowym maratonem prac, udało się coś konstruktywnego
zrobić.
Grzbiet góry rozciągającej się nad naszym domem. Na mapie góra nie ma nazwy, nazwaliśmy ją Wypaśnikiem. |