czwartek, 30 czerwca 2016

Czerwiec 2016.

Moc pracy na świeżym powietrzu, słońce, upały, wypatrywanie deszczu, ogórki w zmasowanej ilości, zapach siana, widok stogów i bel - tak zapamiętam czerwiec...





Czerwiec upłynął nam bardzo pracowicie. Głównie dlatego, że przez pierwsze dwa tygodnia mąż miał urlop. Oprócz popołudni i weekendów, na wspólną pracę w gospodarstwie, mieliśmy więc całe dnie. 


Zaczęliśmy od wykańczania mostku na rzece. Deski trzeba było przyciąć i pomalować drewnochronem zabezpieczającym przed wilgocią. Bale stanowiące konstrukcję były nierówne i sękate, piłowaliśmy więc sęki i dobijaliśmy podkładki wyrównujące poziom, by dopiero potem przybijać deski, których ostatecznie nam zabrakło. Na szczęście z pomocą przyszedł sąsiad wyszukując różne deski w swoim gospodarstwie i przycinając raz dwa je pilarką. Na koniec zrobiliśmy poręcz.

Prace na wysokości.
Pierwszy dzień za nami.
Jeszcze bez poręczy.
Jest i poręcz!
Drugim większym przedsięwzięciem była budowa drewutni i piłowanie drewna, które pozyskaliśmy w wyniku porządków w zagajnikach. Kluczem do sukcesu było wymyślenie jak, przy pomocy podstawowych, prymitywnych narzędzi stolarskich, zrobić złącza i zamki ciesielskie, by konstrukcja była stabilna. Zabrakło nam płyt na dach, więc mamy na razie drewutnię z dziurawym dachem. ;)

Pierwsze złącze wycięte!
Szkielet nawet się trzyma, teraz trzeba zrobić wejście usztywniające konstrukcję.
Pozostało jeszcze tylko wypełnić konstrukcję drewnem.
W wyniku suszu poziom wody w stawie znacznie się obniżył. Postanowiliśmy wykorzystać tę sytuację by wyczyścić dno stawu z mułu. W tym celu zamówiliśmy pana z koparką. Teraz pozostało nam tylko czekać na deszcz... 

Suche grządki, w pełnym słońcu.

Muszę przyznać, że deszczu wypatrywaliśmy przez cały miesiąc ciesząc się z każdej kropli, która spadła z nieba. Noszenie wiader z rzeki, by podlać każdą grządkę (a mamy ich nie mało) to zadanie karkołomne i bardzo męczące. Dalej walczymy też z chwastami, wśród których króluje żywokost, pchełkami i mszycami, choć tych ostatnich, dzięki pokrzywie i czosnkowi coraz mniej. Póki co jednak warzywa rosną i wyglądają zdrowo. Można nawet powiedzie, że niektóre oszalały! Ogórków szklarniowych zbieramy obecnie po około 7 dziennie. Zajadamy się też cukiniami, młodymi ziemniakami, szpinakiem, groszkiem, rukolą, rzodkiewką, sałatą masłową i lodową, szczypiorem, botwinką, a także bazylią, koperkiem i kolendrą. W tunelu pomidory zaczęły się czerwienić... :)

Odkryłam również gafę stulecia. Okazało się, że pod pracowicie wkopywanymi tyczkami na fasolę wysiałam Jasia Karłowego! :D :D
Śniadaniowy bukiet warzyw z działki.

Efekt przerywania marchewki. Z naci powstało pyszne pesto, a małe marcheweczki podsmażyłam na patelni.
Wegański chłodnik doskonały z własnych zbiorów!


Czerwiec to miesiąc koszenia łąk. Mimo, ze wprawiamy się w koszeniu ręczną kosą, by ściąć kilka hektarów traw, musielibyśmy chyba nic innego nie robić. Po raz kolejny przyszli nam z pomocą sąsiedzi, kosząc nasze łąki lub organizując kolejnego sąsiada z mocniejszym ciągnikiem i innym rodzajem noży by wjechał w trudniejszy teren. Część siana zostało już zbelowane i zwiezione, część leży i się suszy, a reszta będzie ścinana w lipcu.

Chyba tylko dzięki temu, że mieliśmy gości poszliśmy na kilka spacerów. Na niektórych z nich udało się znaleźć nieco grzybów. Skłoniło nas to do zrobienia porządnej suszarki. 

Trochę przesuszone, trochę nadgryzione, ale coś się wybierze.



Tam, gdzie miało być dużo grzybów, było czasem dużo paproci... ;)
Domowej roboty, wielopiętrowa suszarka na grzyby.


Na jazdę na rowerze prawdę powiedziawszy nie miałam już prawie siły. Wspólna wyrypa z mężem szybko zamieniła się w grzybobranie i powrót do domu. Regularnie jeździłam jedynie dlatego, że poznałam wspaniałe kolarki z okolic Gorlic. Nie żałuję, choć czerwcowe kilometry były chyba najbardziej wymęczonymi, które dane było mi przejechać. 


Nad Ropkami, w krainie grzybów, poziomek, malin i jagód.

Między Wapiennem a Męciną.



4 komentarze:

  1. Ale zazdroszczę takiego bytowania tak blisko natury! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehhh...Pożyłabym sobie na wsi, pokorzystała z darów natury. Cudne fotki :)

    OdpowiedzUsuń