Śnieg, śnieg, śnieg... Z dnia na dzień coraz więcej śniegu. Próby wydrążenia w śniegu tuneli, by połamać łopatę lub już po kilku godzinach znów tonąć w zaspach. Styczeń zapamiętam jako walkę ze śniegowym żywiołem. Podchodzenie pod dom z rowerem, dzieckiem i zakupami przerosło mnie. Samo pchanie roweru przez śnieg okazało się wyzwaniem. Zapadaliśmy się co najmniej po kolana i nawet sanki odmówiły współpracy. Maleństwo chodziło tylko tam, gdzie śnieg udało się skutecznie udeptać.
Najpierw na nogach przez zaspy, potem rowerem, w końcu autobusem, a potem znów na nogach. Tym razem wybrałam się do znajomej na Flaszę. |
Cerkiew w Kwiatoniu onieśmiela o każdej porze roku. |