Kolejny miesiąc w Beskidzie. Znów uczyliśmy się cierpliwości, pracowitości i pokory. Jeśli w sierpniu byliśmy zmęczeni, a we wrześniu wyczerpani, to u progu listopada zastanawiam się jakim cudem jeszcze w miarę normalnie funkcjonujemy. Przemęczenie jest prawdopodobnie spowodowane okolicznościami, na które nie mamy zbyt dużego wpływu. Nałożyło się chyba wszystko, co mogło się nałożyć. Codzienna, wielogodzinna praca męża przed komputerem i mój powrót do dawania lekcji. Załatwienia związane z budową oraz fakt, że końca jej nie widać. Nieprzespane noce z maleństwem. Moc rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić przed zimą. Marzenie, by podłubać coś jeszcze w grządkach. Coraz krótsze dni, chłód i deszcz.
Jeśli ktoś, kto żyje na wsi uwierzył, że letnia "sielanka" potrwa wiecznie, to październik jest od tego, by sprowadzić go na ziemię. Trzeci już raz musieliśmy stawić czoło pytaniom:
- Czy w domu będzie ciepło? Jest uszczelniony i ocieplony? Wystarczy opału?
- Czy sprzęty i narzędzia, których nie możemy trzymać w środku, zostały zabezpieczone przed śniegiem i mrozem?
- Czy ogródek jest gotowy na zimę?