Początek miesiąca przywitał nas śniegiem i mrozem. Każdego ranka widzieliśmy za oknem biel łąk i oszronione drzewa. Potem trzeba było szybko rozpalać w piecu, bo po nocy bez grzania ziąb ochoczo wdzierał się do naszego domu. Śnieg towarzyszył nam przez cały miesiąc, a wahania temperatur i wilgotności pomagały tworzyć coraz to nowe zimowe obrazki.
Rzeka zamarzała i odmarzała. Kładka pokrywała się to śniegiem, to lodem, to znów była tylko mokra, innym razem wysychała na słońcu i mrozie.
Nam udało się wytrwać w postanowieniu coweekendowych długich wędrówek. Na nogach dotarliśmy do Wysowej, wielokrotnie włóczyliśmy się po lesie, a kilka razy zdobyliśmy grzbiet góry nad naszym domem. Niekiedy też zamienialiśmy rower na nogi w celach transportowych (czasem takie spacery były cudowne, czasem szalałam z nienawiści do kierowców, którzy obryzgiwali mnie zimnym i mokrym błotem pośniegowym nie zwalniając ani trochę i nie zachowując choć odrobiny odstępu).
|
Nierzadko na drodze było biało. |
|
Od zawsze czułam, że te drzewa coś w sobie mają... ;) |
Szczególnie wyjątkowy był spacer w drugi dzień świąt. Towarzyszyły nam ośnieżone, oszronione i dodatkowo pokryte lodem drzewa. Od ciężaru tej zmrożonej wody co jakiś czas spadała gałąź lub łamał się pień, zewsząd słychać było stuki, chrzęsty i skrzypnięcia albo dźwięk spadających i obijających się o niżej położone gałęzie drew i sopli oraz usypującego się śniegu... Krok za krokiem łamaliśmy lód, który utworzył się na powierzchni śniegu. Z każdą wędrówką po tym miejscu, dochodzę do wniosku, że ukochany las nad naszym domem ma chyba miliony oblicz i nigdy nie przestanie mnie zadziwiać...
|
Magiczny las nad naszym domem... |
|
Gałęzie, które ułamały się pod ciężarem szronu, śniegu i lodu. |
|
Buk z powyłamywanymi gałęziami na szczycie Polany. |
Podczas innej wędrówki niesamowite było to, jak różny klimat panował u stóp i na szczycie góry.
|
Na dole. |
|
Na górze |
|
I jeszcze wyżej. |
Wieczorami, w czasie krótkich spacerów uczyłam się rozpoznawać kilka gwiazdozbiorów. Łabędź, lutnia, woźnica, pegaz i smok to tylko niektóre z nich. Oglądanie nieba wciąga i nie mogę się doczekać kolejnych bezchmurnych nocy.
|
Mąż uczy się gwiazdozbiorów z książek, a ja od męża. |
Jeśli pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu czytałam książki, szydełkowałam, robiłam na drutach i szyłam. Powstało więc kilka kolejnych par ciepłych skarpet, ślimak i zaskroniec, komin, a także materiałowe woreczki oraz torby, by już nigdy nie wracać do foliowych siateczek i zarazić tym innych.
|
Mój warsztat krawiecki. ;) |
|
Ślimak. |
Grządki zasypało i zmroziło. Na szczęście jarmuż był ponad to, a rzepka skryła się pod foliowym tunelem. Warzywa zebrane jesienią dalej trafiają na nasze talerze.
|
Bramka zamrożona, tunel zasypany. |
|
Pod śniegiem jarmuż wyglądał niepozornie, ale gdy go otrzepałam liście się podniosły.
Na obiad smakował wybornie! |
Udało się też wysmażyć półlitrowy słoik skórki z pomarańczy, która nadała niesamowitego aromatu świątecznym wypiekom. Lepienie pierogów i uszek i wycinanie pierniczków weszło mi w nawyk tak bardzo, że chyba zacznę tęsknić za tymi czynnościami... ;)
|
W tym roku ulepiliśmy 141 smakowitych uszek.
Część wymieniłam z koleżanką na jeszcze pyszniejsze wigilijne paszteciki. |
|
Bezsernik ze słonecznika - nasze ulubione świąteczne ciasto! |
Zza okna podziwiałam sójki, sikorki i sroki oraz inne ptaki, których nie umiem jeszcze nazwać. Jednego dnia, o zmierzchu, podczas przeprawy przez rzekę pierwszy raz w życiu widziałam wydrę!
Dwa ostatnie tygodnie minęły nam nie tylko pod znakiem świąt, ale także wiązały się z remontem łazienki. Chodziło nam głównie o ocieplenie podłogi i ściany zewnętrznej, a także zlikwidowanie ewentualnych niedociągnięć. W tym celu wynajęliśmy lokalnego fachowca i skorzystaliśmy z pomocy sąsiada, który dowiózł nam ciągnikiem potrzebne materiały budowlane. Sam remont był trochę uciążliwy, ale znośny. Może poza tym, że potykaliśmy się o regipsy, płytki, pralkę i ceramikę łazienkową rozstawione po całym domu (bo gdzieś trzeba było to zmagazynować). Pan fachowiec był bardzo sympatyczny, pracował solidnie, zgodził się ponownie wykorzystać starą armaturę i nie zrywać wszystkich ścian. Dzięki temu nie musieliśmy pozbywać się działających sprzętów, ani wydawać pieniędzy na nowe. No i nie brudził więcej niż było trzeba. Myliśmy się w miednicy i musimy przyznać, że dość szybko przestało nam się to podobać. Łazienka gotowa jest od dziś i nie pozostaje nic innego jak spędzić Sylwestra pod wyczekanym prysznicem przy wtórach pralki na pełnych obrotach!
Gratukuje wszystkich osiagniec roku 2016 i zycze powodzenia w 2017!
OdpowiedzUsuń(bardzo ciekawia mnie Twoje opisy, czekam na kolejne... zastanawia mnie np, Twoje doswiadcenie z ogrzewaniem: jak piszesz, nie ogrzewacie domu noca i z tego co widze na zdjeciach domyslam sie, ze opalacie drewnem... moze w przyszlym roku poswiecisz kilka slow temu zagadnieniu)
Pozdrawiam
A
Postaram się kiedyś opisać nasze doświadczenia z ogrzewaniem. Póki co są one tak różnorodne, że ciężko mi przekazać coś spójnego i wartościowego. Przeżyliśmy w Beskidzie dopiero niewiele ponad jedną zimę...
UsuńW domu palimy drewnem. Głównie bukowym (kupionym u leśniczego w postaci metrówek lub dwumetrówek), ale też gałązkami innych gatunków drzew pozyskanych przy okazji porządkowania własnych zagajników. Mąż samodzielnie tnie i rąbie drewno, potem ono schnie.
Mamy dwa piece. Kuchenny z cegły (na nim można gotować, piec chleby i ciasta i grzać wodę) i kaflowy (służy tylko do ogrzewania). Nocą nie palimy, bo musielibyśmy nie spać. ;) Mroźną zimą (-5/-15) wieczorami mamy w domu około 18/19 stopni, a nad ranem około 14/15. Naszym marzeniem jest by dom wolniej się wychładzał, a piec kuchenny bardziej się nagrzewał, dłużej był ciepły i dłużej to ciepło oddawał.
Obecnie wciąż ocieplamy podłogi i ściany. Poważnie też myślimy o całkowitym przebudowaniu pieca kuchennego.