We wrześniu podziwialiśmy ryki jeleni, dobiegające do nas z ciemnej, nocnej otchłani i klucze ptaków na niebie w słoneczne dni. Przez większość czasu jednak przeklinaliśmy deszcz, którego w tym miesiącu nam nie poskąpiono... W mroźne poranki przypominaliśmy sobie chłód beskidzkiej zimy.
|
Szron na liściu tulipanowca. |
Fotografie do tego artykułu, zrobiono jednego dnia, a że akurat wtedy nie padało, średnio oddają klimat miesiąca... Wstyd jak nie wiem, że przez trzydzieści dni nie zrobiłam ani jednego zdjęcia do kalendarium!
|
Ukochane góry. |
|
Rosa i babie lato na ogrodzeniu grządek. |
|
Krowy sąsiada.
|
Z braku sił odpuściliśmy nieco pracę w grządkach, ograniczając ją prawie tylko do zbierania tego, co już dojrzało. Do diety cukiniowej dołączyły więc papryki, marchewki, buraki i dynie. Nie wszystko poszło tak jakbyśmy chcieli. Tyczki fasoli połamał wiatr. Kukurydzę posadziliśmy za późno (bo pierwszą rozsadę coś nam zjadło) i obecnie ledwie się żółci. Pomidorów było mało, brukwie wyrosły trzy, natomiast białe kapusty i kalafiory w ogóle się nie udały. Zasadziliśmy za to stanowczo za dużo botwiny, selerów korzeniowych i naciowych, a brukselki rosły w za dużym zagęszczeniu. Nie znaleźliśmy skutecznego i ekologicznego sposobu na zwalczenie pchełek oraz gąsienic bielinka. Drzewa i krzewy owocowe w sadzie w większości przemarzły powyżej linii śniegu i przez sezon wypuściły jedynie liche odrosty. Na cokolwiek słodkiego przyjdzie nam poczekać pewnie jeszcze kilka lat... Trzeba wyciągnąć wnioski i nie powtarzać tych samych błędów za rok.
|
Schodząc do ogródka lub idąc do sklepu widzimy właśnie taki krajobraz. |
|
Jarmuż. |
|
Czerwona kapusta pod porannym szronem. |
|
Brukselka. |
|
Kapusta pekińska. |
|
Kapusta włoska. |
Z przetworami też było różnie. Choć zapełniliśmy zawartością prawie całą kolekcję słoików (a była imponująca!), to część przecierów i sałatek z buraka skisła. Sad jest jeszcze młody, więc jedyne owoce, z których mogliśmy coś zrobić to takie, które można znaleźć na łąkach i brzegach zagajników. Mąż nastawił więc kilka baniaków z domowym winem i zajął większością słodkich przetworów.
|
Słone frykasy: ogórki kiszone, marynowane kurki, sałatka z buraka, marynowane maślaki, papryka konserwowa, dynia w cynamonowej zalewie, przecier pomidorowy. |
|
Domowe wina. W butelkach eksperyment miodowo-lawendowo-rodzynkowy. W baniakach od lewej: winogronowo-tarninowe, miód pitny, malinowe. |
|
Słodkości: sok z rabarbaru, konfitura poziomkowa, galaretka z czarnego bzu, mus malinowy, dżem jeżynowo-bzowy, mus jabłkowy, syrop z malin. |
Budowa idzie powoli. Deszcz i błoto skutecznie opóźniają wszelkie prace. W tym miesiącu udało się rozebrać stary dom i zwieźć go do nas oraz zamówić większość brakującego drewna (podwalinę, dodatkowe bale, więźbę i deskowanie na dach) w okolicznych tartakach lub u gospodarzy dysponujących własnym lasem i sprzętem tnącym.
|
Budowa w porannej mgle i w wielkim błocie. |
|
Stan na koniec miesiąca. |
Gdzieś pomiędzy pracą, opieką nad maleństwem, przyjmowaniem gości, wyjazdem do mamy, zbieraniem oraz przerabianiem plonów, organizacją materiałów budowlanych i ich transportu "za wodę" a także innymi gospodarskimi krzątaninami, które trudno nawet nazwać, chodziliśmy na grzybobrania lub jechaliśmy na rower, choć rzadko. Beskid nie przestaje nas cieszyć i zachwycać, ale wiemy już na pewno, że życie tutaj to raczej szkoła pracowitości i wytrwałości niż sielanka...
Zazdroszczę marynowanych grzybków, ja niestety nie znam się na grzybach.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie dawno sama się nie znałam... :P
UsuńOooo, przede wszystkim gratuluję postępu w zakresie prac budowlanych! A po drugie - te maślaki. Czy na zdjęciu dobrze widzę, że są ze skórką? Bo ja miałam zagwozdkę z moimi maślakami, bo robiłam po raz pierwszy i gdzieś wyczytałam, że lepiej skórkę zdjąć bo jest ciężkostrawna. Ale jakoś nie mam przekonania do tej koncepcji. Coś wiesz na ten temat?
OdpowiedzUsuńA więc tak. Normalnie się zdejmuje (odchodzi sama jak ze sparzonego pomidora). Ale maślaków jest cała masa i te na zdjęciu(pstre) mają niezdejmowalną skórkę.
UsuńDoceniam szczerosc Twojego wyznania - mam dosc blogow o podobnej tematyce, w ktorej ciagle ochy i achy i nieustajaca sielanka
OdpowiedzUsuńLagodnego pazdziernika i duzo sil zycze
A
W mojej głowie tworzy się właśnie artykuł o tym jak nam się tu naprawdę żyje. Radości i trudy prób ekologicznego bytowania na wsi...
UsuńCzekam na ten artykuł z niecierpliwością. Zdaję sobie sprawę, że życie w takim miejscu nie jest usłane różami. Życzę wszystkiego dobrego.
Usuńpowolutku go tworzę...
UsuńJak robisz konfiturę z poziomek? U mnie w domu mówiono, że poziomka nie nadaje się na przetwory bo robi się gorzka. Z tego powodu od lat tylko mrożę te owoce.
OdpowiedzUsuńKonfiturę robił mąż z przepisu w jakiejś retro książce.
UsuńW zamrażalniku tak czy siak miejsca brak. ;)
Cudownie! :D
OdpowiedzUsuńOdnośnie pchełek i bielinka znalazłam w internecie ciekawy i ekologiczny sposób z wykorzystaniem starej firanki ;) Nie miałam okazji go jeszcze przetestować, więc nie wiem jak się sprawdza. Wszystko jest opisane tu:
OdpowiedzUsuńhttp://niepodlewam.blogspot.com/2015/08/firanka-w-warzywniaku-prosta-ochrona.html
(jeśli nie życzy sobie Pani umieszczania tu linków do innych blogów to proszę usunąć mój komentarz - nie obrażę się ;) - niektórzy blogerzy sobie tego nie życzą i ja szanuję ich decyzję, bo mają do tego prawo).
"Niepodlewam" to mój ulubiony blog ogrodniczy!
UsuńAle ten artykuł przegapiłam. :( Dziękuję!
Zaczęłam czytać tego bloga w zeszłym tygodniu i tak się zachwyciłam, że nadrobiłam w kilka dni wszystkie zaległości od 2015 roku :) Wynotowałam też sporo przepisów i książek, niektóre z nich już zarezerwowane w bibliotece :) Bardzo ciekawie jest poczytać o życiu codziennym w tak bajkowym miejscu - choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że życie, które wybraliście to wiele trudów, wyrzeczeń, pewnie czasem też frustracji. Podziwiam jednak Waszą ciężką pracę i konsekwencję i zazdroszczę życia blisko natury. Z perspektywy czytelnika ten blog jest magiczny :) Trzymam kciuki za dalsze plany i projekty!
OdpowiedzUsuńJej! To wszystko, co napisałaś jest bardzo miłe!
UsuńPiękne zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Wasze samozaparcie i upór w realizacji marzeń. Musicie być dla siebie wsparciem i mocno wierzyć w to, co robicie, inaczej nie dalibyście rady. Przesyłam trochę ciepła :)
OdpowiedzUsuńGdy czytałam Twój wpis przypomniała mi się książka "Brudna robota" Kristin Kimball - gdzie autorkę zaskoczył ogrom obowiązków w gospodarstwie (ale ona była w ogóle dość naiwna jeśli chodzi o to, skąd się bierze jedzenie i ile pracy to wymaga). Książkę, choć niekiedy pełna truizmów, jednak polecam - dużo w niej miłości do natury i wiary w obraną drogę.
Ha! Czytałam i nawet zrecenzowałam na blogu... ;)
UsuńCudowne jest tak bliskie obcowanie z naturą! Piękne zdjęcia, cudownie ujęliście Waszą rzeczywistość za pomocą aparatu :)
OdpowiedzUsuńNo za pomocą aparatu całej rzeczywistości ująć się nie udało. Tylko jeden (słoneczny) dzień. Czasu brak na robienie zdjęć. Niestety, bo mamy tu pięknie i pracowicie, ale wszystkiego ująć się nie da. :(
UsuńAle piękne miejsce, raj na ziemi. Ciekawa jestem jak te winka smakują ;)
OdpowiedzUsuńNa degustację win trzeba jeszcze poczekać.
UsuńDlaczego uważasz, że raj?
Też bardzo mnie interesuję jak te wszystkie wina opisane smakują.
OdpowiedzUsuńWybornie!
Usuń