sobota, 31 sierpnia 2019

Lipiec i sierpień 2019

Zmęczenie, satysfakcja, ulga i radość. Te cztery czasowniki opisują to, co działo się w moim ciele i głowie przez dwa letnie miesiące.



Własnych fotografii mam mało, ale mieliśmy gości i część z nich uchwyciła kilka chwil - w taki sposób,
w jaki ja bym tego nigdy n
ie zrobiła - Aniu i Piotrku, dziękuję!

Na lato, a właściwie lipiec (bo w sierpniu mieliśmy w planach chodzić do lasu i na spokojnie zajmować się ogródkiem) zaplanowaliśmy wielki remont kuchni. Wizualnie niewiele się zmieniło, zasadniczych zmian w umeblowaniu i wyposażeniu pomieszczenia, które jest w zasadzie kuchnio-jadalnio-przedpokojem nie przeprowadzaliśmy - celem remontu było raczej ocieplenie podłogi i ścian.

Po prawie trzech tygodniach pracy w łomami, młotkami, piłami, szlifierkami, wkrętarkami, wełną mineralną, folią i deskami widać było koniec tego przedsięwzięcia. Wtedy zjechali się goście. Można powiedzieć, że jak zwykle przeliczyliśmy się z czasem. Takie przedsięwzięcia trwają dłużej niż umiemy to zaplanować i zawsze kryją w sobie średnio przyjemne niespodzianki.

U nas takie niespodzianki były dwie. Po pierwsze okazało się, że starych desek podłogowych nie da się odzyskać bo są zbutwiałe od spodu. Nie dumaliśmy długo (bo i nie było na to czasu), ale myśleliśmy bardzo intensywnie i w końcu zdecydowaliśmy się na samodzielne tworzenie nowych desek podłogowych z drewna, które kupiliśmy do wykańczania domu dla gości.


Układanie nowej podłogi.
Drugą niespodzianką była awaria bojlera w łazience. Spędziliśmy ponad tydzień bez ciepłej wody, co przy pracy fizycznej i życiu rodzinnym prowadzonym na tarasie było uciążliwe. Nie da się tego jednak porównać do braku wody z lat wcześniejszych, więc w sumie aż tak strasznie nie było. Tak, to był pierwszy rok odkąd mieszkamy w Beskidzie, w którym nie zabrakło nam wody!


Prawie trzy tygodnie gotowania i jedzenia na tarasie.


Mieliśmy duże szczęście, że nie padało i cały majdan, który na kilka tygodni zamieszkał przed domem i pod okapami dachu nie zmókł, nie zniszczył się. Liczymy na ciepło zimą! Ja osobiście cieszę się też kredensem przemalowanym na biało i powiększonym blatem kuchennym, w który mąż wbudował kuchenkę indukcyjną.


Kredens przemalowany na biało. Nie wyszło równiutko i idealnie, ale nie o to mi chodziło.
Chciałam raczej rozjaśnić wnętrze, przełamać wszechobecny brąz w różnych odcieniach drewna i dać kuchni nowy wygląd. Przy okazji pomalowałam tą samą białą lakierobejcą kąt pod zlewem.
Podłoga, ściany i meble już są. Goście też. Ale wykończenia wokół okien i drzwi musiały jeszcze poczekać.
Brak deszczu miał swoje konsekwencje... W grządkach było sucho jak pieprz. Podlewaliśmy je wodą z rzeki - pompowaną wężem strażackim, zbieraną w beczkach i noszoną wiadrami.

W sierpniu zabraliśmy się też za budowę ogrodowej altanki na narzędzia - dotychczas leżały w tunelu foliowym i zajmowały miejsce, w którym mogłyby rosnąć warzywa, a dodatkowo miały w zwyczaju się gubić i bałaganić.


Domek ogrodnika. Mieszkają w nim narzędzia, doniczki, skrzynki, nawozy, nasiona, rękawiczki i wszystko to, co dotychczas walało się gdzieś w grządkach - niech żyje porządek!



Jak się okazało było też sporo pracy w ogrodzie i kuchni. Zrobiłam ponad 60 słoików ogórków kiszonych  i ponad 200 z przecierem pomidorowym. Zamroziłam sporo bobu i fasolki szparagowej. Sadziliśmy krzaczki truskawek i malin. Zakładaliśmy poplon w postaci szpinaku, sałaty, rzepy, kapusty pekińskiej, jarmużu i rukoli. A tam, gdzie już nie było czego sadzić, sialiśmy gorczycę na zielony nawóz. 


Obieranie bobu.


Jedna z dwóch nowych grządek truskawkowych.
Zbieraliśmy też ogromne ilości cukinii, pomidorków koktajlowych i pietruszki naciowej - było tego tak dużo, że nadwyżki rozdawaliśmy sąsiadom i sprzedawaliśmy lokalnym agroturystykom.


Codzienne zbiory.
Nasze zieleniny.






Sianie szpinaku.



Obieranie czosnku.



I jeszcze trochę warzyw.
Mąż przygotowywał pole pod uprawy krzaczków jagodowych. Chcemy mieć jeszcze więcej borówek, jagody kamczackiej, malin i truskawek. Póki co oddaliśmy glebę do badań, poprosiliśmy sąsiadów o skoszenie łąki, orkę, bronowanie i rozsypanie obornika. Mąż siał bobik, łubin i wykę na zielony nawóz. Było tak sucho, że z przeprowadzeniem wielu tych zabiegów albo trzeba było czekać, albo bardzo się męczyć. Mamy też wrażenie, że wiele nasion nie wykiełkowało. Na wiosnę chcemy powtórzyć te zabiegi, żeby ziemia była u nas jeszcze żyźniejsza. Póki co zadowalaliśmy się kupnymi owocami.


Marzy nam się samodzielnie produkować takie i większe ilości takich pyszności.



Nie mogło zabraknąć ciasta z jagodami według przepisu Kasi z Magazynu z Beskidu Niskiego!



Lato było czasem sianokosów. Normalnie robi się je w czerwcu, ale ten rok był wyjątkowo suchy, ledwo było co kosić. Kiedy tylko mieliśmy czas i siłę staraliśmy się pomagać w grabieniu siana z pola - w nagrodę można było przejechać się przyczepą - nie lada atrakcja dla wszystkich dzieci.


Sianowóz.



Marzyłam o suszeniu kwiatów lipy. W tym roku nie kwitła tak obficie jak w zeszłym, a my zaaferowani innymi zajęciami przegapiliśmy ten moment. Pamiętam tylko, że jednego chłodnego, remontowego wieczoru, jedząc kolację na tarasie powiedziałam, że marzy mi się ciepła herbata, ale wszystko jest w pudłach i mąż zerwał kilka kwiatków "na teraz". Udało mi się za to zebrać i ususzyć spory zapas dzikiego oregano. 


Latem cieszy oko. Zimą rozgrzewa. Cały czas obłędnie pachnie!



Pod koniec sierpnia w lesie pojawiły się grzyby. Nie chodziliśmy na nie często i dużo, ale wyrosły w takiej ilości, że zapasy starczą nam do przyszłego lata.


Grzybobrania.


Kosze pełne prawdziwków.



Podczas odwiedzin rodziny kilka razy wybraliśmy się na rower. W pogodę i niepogodę - bo nie ma na to złej aury. Żałuję, że tak rzadko jest czas na dwuśladową beztroskę.


Wracamy z lasu albo placu zabaw - już nie pamiętam.

Wyprawa na obiad do Wysowej.
W sakwach drożdżówki ze Starego Domu Zdrojowego na poprawę morali, a obok mnie dzielna sześciolatka.





Dzieci miały za to czas na rower oraz nową przestrzeń do zabawy na dwóch kółkach i nie tylko, bo wspólnie z mężem zbudowały tor przeszkód. 


Już prawie gotowe.

Zabawo trwaj!

Tego lata dwa razy wyjechałam z domu "na dłużej" - dwa razy po cztery dni. Cieszę się z tego czasu, bo czuję, że oderwanie się od codzienności pomaga mi zebrać siły do takiego życia, jakie zdecydowaliśmy się prowadzić. Zachwycam się zwłaszcza czasem, kiedy nie muszę gotować!

W lipcu pojechałam do Krakowa. Remontów miałam co prawda po dziurki w nosie, ale tak wyszło, że postanowiłam pomalować trochę ścian, a potem pobiegać z wiertarką i wkrętami w domu mamy. Byłam dumna z efektu, choć wyczerpana fizycznie. Za to z brzuchem pełnym różnych maminych przysmaków!

W sierpniu byłam na wspólnych wakacjach z paczką koleżanek z gimnazjum i naszymi dziećmi. Czas to był sielankowy i beztroski. Pierwszy raz od czterech lat celebrowałam tak długi odpoczynek i czas z bliskimi ludźmi. I wcale nie przeszkadzał mi fakt, że agroturystyka, w której się zatrzymałyśmy była tylko 10 km od mojego domu. Wręcz przeciwnie - cieszyłam się, że mogłam pojechać tam na rowerze z przyczepką i jeszcze lepiej poznać mój ukochany Beskid.

Jadąc do Krakowa spędziłam kilka godzin w pociągu. Zachwycałam się faktem, że są tam haki na rowery, że nie muszę siedzieć z moim jednośladem w jakiejś kanciapie na końcu składu i wdychać dymu papierosowego. Jechałam sobie wygodnie, patrzyłam na mój rower i za okno. Tylko trochę przeszkadzał piszczący mechanizm ogłaszający zajęcie pociągowej toalety, ale czas w pociągu był generalnie czasem relaksu!

4 komentarze:

  1. Wspaniałe plony.:) Grzybków troszkę zazdroszczę, bo uwielbiam, ale się nie znam. Dzielne macie dzieci.:) Super zdjęcia, miło się ogląda. Pozdrowienia dla Waszej gromadki.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny blog! Zazdroszczę ogrodu i otoczenia w którym mieszkacie, sama marzę o takiej zmianie, ale póki co nie mam jeszcze środków na tego typu życiowe przedsięwzięcie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać naprawdę uśmiech na twarzach dzieci. Przebywanie na świeżym powietrzu sprawia im nie lada frajdę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję plonów i ciesze się,że będziecie mieli teraz ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń