sobota, 30 kwietnia 2016

Kwiecień 2016, czyli wiosna pełną parą!

Początek kwietnia był słoneczny i ciepły. Nigdy jeszcze nie byłam opalona o tak wczesnej porze roku! Później bywało różnie. Jednak pomimo kilku mglistych, deszczowych, a nawet śnieżnych dni udało się wykonać sporo prac ogrodowo-polowych, pojeździć na rowerze i nacieszyć oczy zielenią!


Kwiaty tarniny.





Beskid się zieleni...
Samotne drzewo pomiędzy Przełęczą Małastowską a Gładyszowem.
Dopóki nie wyciągnęłam aparatu na jego czubku siedział orlik.
Kwiecień plecień. Pod koniec miesiąca postraszyło nas śniegiem.

Oprócz kontynuowania porządków w zagajniku i malinach, posunęły się do przodu przede wszystkim prace ogrodowe. Założyliśmy pierwsze grządki i wysialiśmy na nich bób, zielony groszek, marchew, pietruszkę oraz rukolę, posadziliśmy też truskawki, cebulę i czosnek oraz sałatę i kapustę z własnych rozsad. Ze strachu przed mrozami i śniegiem przykryliśmy wszystko agrowłókniną.

Zakładamy agrowłókninę.


Kilka pracowitych wieczorów i niemałą część weekendów zajęło nam złożenie tunelu z profili stalowych. Kilkadziesiąt profili zostało połączonych przez kilkaset śrubek i nakrętek, według załączonej instrukcji, nie do końca przetłumaczonej z języka rosyjskiego. Nawściekaliśmy się przy tym co nie miara! Z montażem tego ustrojstwa wiąże się także inna niewesoła przygoda. Jednego dnia bardzo wiało i przeturlało nam nie wkopany jeszcze w ziemię stelaż na drugi koniec pola. Ostatecznie udało się nam przenieść go na miejsce i w kopać, nie zdążyliśmy jednak jeszcze pokryć go folią ani przygotować ziemi pod uprawy.

Wieczorne składanie tunelu. Łuki gotowe!
Przy pomocy znajomych przygotowaliśmy również ziemniaczane poletko.

Przygotowywanie pola.

Sadzenie ziemniaków.




Grządki i warzywa pod tunelem trzeba będzie podlewać. Bieganie z wiadrami na dłuższą metę nie wchodzi w grę - podlewanie zajęłoby nam pół dnia. Mąż postanowił wykorzystać fakt, że mamy staw położony na górce nad polem uprawnym - wymyślił, żeby ze stawu pociągnąć węża, zassać wodę i podlewać luksusowo. Pierwsze próby za nami i wygląda, że eksperyment się udał!

Końcówka węża zanurzona w stawie.

Woda leci, znaczy, że działa!



Obok grządek założyliśmy sad owocowy wsadzając w ziemię kilkadziesiąt krzaków i drzew, w tym: porzeczki, agrest, aronię, rokitniki, morwy, derenie, borówki amerykańskie, jagody kamczackie, jagody goji, świdośliwy, kasztany jadalne i orzechy włoskie. 

Agrest.
Aronia.
Jagoda kamczacka.




Ucieszyliśmy się też bardzo, że zasiane jesienią pestki pigwowca w końcu wykiełkowały. 

Malutkie pigwowce.


Wygląda też na to, że przyjęły się niezapominajki i konwalie sadzone w marcu.


Niezapominajki.

Konwalie.
W okolicach domu zasadziliśmy róże, kasztanowce, śnieguliczkę, oliwnika i tamaryszek.

Klomb pod domem także się rozrósł. Przybyły aksamitki, maciejka, różne rodzaje kwiatów cebulkowych w tym lilie, dalie oraz lawenda. Rozsady lwich paszczek spod lampy wsadzimy tam lada dzień.

A pod lampami moc rozsad. Pory i selery czekają już tylko na cieplejsze dni. Zasiane na początku kwietnia pomidory i ogórki szklarniowe wypuszczają kolejne liście, natomiast siane w tym samym czasie papryki, bakłażany i zioła dopiero wypuściły kiełki. W połowie kwietnia wysialiśmy też rozsady dyń i cukinii.

Rozsady spod lampy.


Część ziół zasianych pod lampą w marcu (koper, kolendra, pietruszka, rukola) powędrowało na taras. Choć nie padły, to zimne dni wstrzymały ich wzrost.

Koperek.

Kolendra.


Kilka wieczorów spędziliśmy także na okorowywaniu bali na kładkę. Okazało się, że w tym celu nie sprawdza się ani nóż do okorowywania, ani siekiera, ale poczciwy szpadel. Sąsiad nasączył bale olejem, który ma zapobiec gniciu drewna i nie pozostało nic innego jak poczekać na ciągnik, który wkopie w brzegi wzmocnienia, a potem przerzuci ławę przez rzekę.

Kwiecień upłynął nam pod znakiem pokrzywowych eksperymentów w kuchni. Pod koniec miesiąca, gdy temperatury w nocy spadały poniżej zera jeszcze raz nacięliśmy klona i uzyskaliśmy kilka szklanek soku.

Ten miesiąc to także liczne odwiedziny, ogniska i ziemniaki z popiołu, spacery, rowerowe wycieczki, przygody i dwa starty w lokalnych zawodach. 

Początek kwiatnia. Bobrowe jeziorka nad Regietowem.

Na początku miesiąca łąki były jeszcze szare...


Trzy tygodnie później w tym samym miejscu...




Ogień ma w sobie coś magicznego, a ziemniaki z popiołu smakują wybornie!
Na trasie maratonu w Wietrznie.
Część zdjęć w tym artykule została zrobiona przez moich znajomych i przyjaciół - bardzo Wam dziękuję za te cudowne pamiątki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz