czwartek, 11 listopada 2021

Flaga z liścia, czyli o patriotyzmie…

 Gdy wróciliśmy z rowerowej wycieczki i dreptalismy do domu, usłyszałam:


- Mamoooo! My musimy powiesić flage!

- Taaak?

- Noo tak! Śpiewaliśmy ostatnio w pjećkolu „Z ziemi polskiej do polskiej” i ceba jesce powiesić flage!

- Aha...

- Wiem! Psykleimy taśmom ten liść do tego patyka i jus będziemy ją mieć.

- Podoba mi się taka flaga!


Jakiś czas temu rozmawialiśmy z mężem o tym, co jak i dlaczego chcielibyśmy świętować. Dużo było w tej rozmowie marzeń o celebrowaniu zielenienia się trawy, pierwszego ciepłego dnia wiosny, zbioru truskawek latem, grzybów jesienią i marchwi przed zimą. Flaga z wielkiego liścia żywokostu wpisałaby się w te święta niesamowicie.



A co z moim patriotyzmem? Nie lubię słowa patriotyzm, mam z nim problem. Czuję się obywatelką świata i kimś, kto doświadcza człowieczeństwa w towarzystwie innych ludzi ale też przyrody. Mam poczucie, że nikt z nas nie ma wpływu na czas, miejsce i kulturę, w których się urodził oraz wychował. Nie mam ochoty nikogo zabijać i z nikim walczyć. Nie czuję, żeby flaga i hymn (pełny przemocy) czyniły mnie lepszą. Ani żeby to, kto wygra mecz czy wyścig było najważniejszą rzeczą na świecie (choć uwielbiam, kiedy ludzie uprawiają sport i czerpią z tego radość). Lubię lokalność i starania, by najbliższej okolicy i ludziom tu mieszkającym było ze mną jak najlepiej. 


Bliskie mi są wartości ekologiczne, bo zakładają dbanie o bliższe i dalsze środowisko oraz ludzi, którzy je zamieszkują.


Jak jest u Was z patriotyzmem? A ze świętowaniem? Podoba Wam się flaga z patyka i liścia?

1 komentarz: