piątek, 10 grudnia 2021

Recenzja książki „Być jak Kopenhaga” Mikeala Colville-Andersen

Co powoduje, że niektóre miejsca na świecie sprzyjają jeździe na rowerze a inne nie? Od czego zależy to, iż na drodze czujemy się bezpiecznie, a dwa kółka napędzane siłą naszych mięśni są pierwszym przychodzącym do głowy wyborem transportowym? Dlaczego w Polsce mamy moc wymówek (że za chłodno i śnieżnie zimą, a za ciepło latem, że często pada deszcz, że męcząco, niewygodnie, nieelegancko oraz mało da się przewieźć), natomiast w Danii leżącej na podobnej szerokości geograficznej mało kiedy takie wytłumaczenia słyszymy?




Odpowiedzi na te pytania szukałam w książce „Być jak Kopenhaga”, przy okazji poznałam duński przepis na miasto szczęśliwe!


Mikeal Colville-Andersen, autor tej pozycji, jest urbanistą, ekspertem do spraw mobilności i specjalistą od tworzenia infrastruktury zachęcającej do codziennej jazdy na rowerze.

Według niego podstawowym narzędziem zachęcającym ludzi do jazdy rowerem na co dzień jest infrastruktura przyjazna dwóm kółkom a nieprzyjazna pojazdom silnikowym - ścieżki rowerowe tworzące spójną sieć, oddzielone od jezdni dla samochodów i chodników dla pieszych, rowerowe parkingi i stojaki, łatwość przewożenia rowerów pociągiem... To właśnie infrastruktura przyciąga kolejnych użytkowników, pozwala im poczuć się bezpiecznie, przejechać do celu szybko (najlepiej szybciej niż autem) oraz bezkolizyjnie, a przy okazji doświadczyć innych zalet tej formy transportu. Duża część książki to szczegółowy opis, jak dokładnie powinna wyglądać taka infrastruktura i dlaczego właśnie tak.

Bardzo ważną kwestią jest prawo. Z książki dowiedziałam się, że w Danii i Holandii broni ono rowerzystów jako niechronionych uczestników ruchu i daje im szczególne przywileje. Traktuje też z wielkim szacunkiem dzieci, a przede wszystkim nie ogranicza ich korzystania ze wspólnej przestrzeni.

Jeśli w środku nocy przejadę nieoświetlonym rowerem na czerwonym i ktoś mnie potrąci, to kierujący pojazdem i tak będzie musiał wypłacić mi 50 procent wartości odszkodowania. W Holandii, jeśli rowerzysta ma mniej niż 14 lat, odszkodowanie zawsze wynosi 100 procent, niezależnie od tego, kto zawinił. Jako niechroniony uczestnik ruchu nie muszę udowadniać, że kierowca spowodował wypadek przez niedbałość lub celowo. Tak wyglada wyrównywanie szans. 

W Danii zakup i utrzymanie auta to bardzo droga sprawa. Duńczycy płacą niezwykle wysokie podatki za używanie samochodu, a mimo to nie są to wszystkie koszty:

Za każdym razem, kiedy wsiadam na rower do społeczeństwa trafia równowartość 26 centów. Czysty zysk. Wynika to z korzyści zdrowotnych, jakie daje jazda rowerem. (…) Z drugiej strony, kiedy ktoś pokonuje kilometr samochodem, kosztuje nas to 89 centów. Wrzucamy te pieniądze do wielkiej czarnej dziury i tracimy je na zawsze.
W Polsce często mówi się natomiast, że budowa infrastruktury rowerowej się nie opłaca. Mikeal zupełnie nie zgadza się z taką tezą. Przedstawia dowody na to, że inwestycja zwraca się w kilka lat. W książce jest sporo analiz i wyliczeń dotyczących kosztów budowy dróg oraz ścieżek dla rowerów. Poniżej przykład inicjatywy jednej z linii kolejowych, która miała na celu zachęcić do jazdy pociągiem poprzez zniesienie opłaty za rower:

W 2010 roku DSB postanowiło znieść opłaty za transport roweru z kolei S-Tog, która wozi mieszkańców do stolicy z falach obrzeży aglomeracji i z powrotem. To było śmiałe posunięcie ale nie chodziło o zagranie z zakresu CSR. Decyzja opierała się na inteligentnym modelu biznesowym. Racjonalnie i trafnie koleje założyły, że roweru nie jeżdżą same, więc gdy przewóz rowerów będzie darmowy, pojawi się spora szansa, że koleją zacznie jeździć więcej pasażerów płacących za bilety. Trafili w dziesiątkę. DSB zamówiło kreatywne kampanie reklamowe, które informowały o zniesieniu opłat za rowery w S-Tog. Przykladowo nad drogą rowerową zamontowano prowizoryczny tunel, udający wagon kolejowy i wyposażony w grzejniki, które grzały rowerzystów - choć przez krótka chwilę - w zimny grudniowy dzień. Wyszli na tym dobrze. 

„Dobrze” to tak naprawdę niedopowiedzenie. Liczba pasażerów jeżdżących z rowerami wzrosła z 2,1 miliona do 9 milionów. To oznacza łączny wzrost liczby pasażerów o zawrotne 300 procent. I liczba ta nadal rośnie. Utrata przychodów z tytułu opłat za rowery zwróciła się z wielokrotna nawiązką dzięki większej liczbie pasażerów, według szacunków, obecnie 10 procent pasażerów podróżuje ze swoim jednośladem. Sondaż potwierdził, że 91 procent pasażerów pozytywnie ocenia możliwość zabrania roweru do pociągu; 27 procent rowerzystów w pociągu odpowiedziało, ze nie jechaliby kolejką, gdyby nie mogli zabrać ze sobą roweru; 8 procent, że odkąd transport roweru jest darmowy jeżdżą częściej. 

Co ciekawe, utrzymywanie infrastruktury rowerowej w dobrej kondycji jest tak ważne, że odśniezanie ścieżek rowerowych zimą, jest priorytetowe i śnieg tam odgarniany jest wcześniej niż na ulicach dla samochodów. 

Mikeal Colville-Andersen pisze też o tym, jak korzystanie z roweru wpływa na zdrowie społeczne:

Profesor Lars Bo Andersen z Uniwersytetu Południowej Danii jest jednym z najszerzej publikowanych naukowców na świecie zajmującym się korzyściami zdrowotnymi w populacji jeżdżącej rowerami. Jego szeroko zakrojone badania dostarczają szeregu danych statystycznych, które trzeba mieć na względzie projektując miasto pod katem rowerów. Jak twierdzi prof. Andersen przy obecnej licznie Duńczyków jeżdżących do pracy rowerem udaje się nam zapobiec około 10 tysiącom zachorowań na: raka, choroby serca i cukrzycę typu drugiego; także 2,5 tysiącom przedwczesnych zgonów. Co roku. Według jego obliczeń dziecko, które jeździ do szkoły nawet na dystansie jednego kilometra, jest zauważalnie zdrowsze niż dzieci, które chodzą pieszo, o dzieciach wożonych samochodem nie wspominając. Międzynarodowe badania konsekwentnie potwierdzają te wyniki.

W 2017 roku naukowcy z Uniwersytetu w Glasgow zbadali, ze jeżdżenie rowerem do pracy zmniejsza ryzyko zachorowania na raka o 45%, zapadnięcia na choroby serca o 46% i ryzyko przedwczesnej śmierci spowodowanej tymi chorobami o 41%. I pamietajmy, że korzyści zdrowotne przewyższają wszelkie potencjalne zagrożenia związane z poruszaniem się rowerem dwudziestokrotnie.

Co z małymi dziećmi i dużymi rzeczami, które według wielu Polaków pomieści tylko samochód? W Danii do ich przewożenia używa się nierzadko rowerów cargo!

W książce poza tekstem znajdziemy wiele zdjęć z kopenhaskich ulic oraz infografik. Te, które najbardziej dały mi do myślenia, przedstawiam poniżej:

 



Muszę przyznać, że przez długi czas lektury miałam w sobie niezgodę na „dyskryminowanie” pojazdów silnikowych. Mam wbite do głowy, że jako rowerzystka na drodze powinnam dbać nie tylko o swoje bezpieczeństwo, ale też innych, a swoją jazdą nie przeszkadzać nikomu. Rzetelne podsumowania danych na temat tego, jakie jest prawdopodobieństwo spowodowania poważnego uszczerbku na zdrowiu i śmierci w zależności od prędkości, przekonało mnie ostatecznie do bezwzględnej ochrony prawnej pieszych oraz rowerzystów.

Według statystyk w pierwszym kwartale 2020 roku na milion mieszkańców zginęło na drogach w Danii 27 osób, w Polsce 65. 

A w głowie pojawiły się kolejne pytania! Dlaczego skoro jazda samochodem przynosi tak wiele kosztów oraz szkód - środowiskowych, społecznych, zdrowotnych, w Polsce wciąż jest stawiana na pierwszym miejscu! Czemu za prędkość wyjściową przyjmujemy średnią prędkość z jaką porusza się samochód, a nie rower? Jak to się stało, że mając sprawdzone wzorce do naśladowania, od lat promujemy kaski i odblaski, zamiast zmniejszać dopuszczalną prędkość, z którą powinno jechać auto? 

Tak się złożyło, że kiedy ja zaczytywałam się w lekturze „Być jak Kopenhaga” nasz czteroipółletni syn uczył się jeździć na rowerze i ta czynność sprawiała mu moc radości. Szukałam więc pomysłów na kolejne przejażdżki, wycieczki i trasy, którymi moglibyśmy bezpiecznie pokonać drogę do przedszkola i z powrotem. Zaczęłam jeszcze wyraźniej dostrzegać, że przestrzeń wokół nas jest nie tylko nieprzyjazna osobom niebędącym kierowcami samochodu, ale też niebezpieczna. Myślałam, jak nie zabić dziecięcej radości i entuzjazmu, a przy okazji nie narazić nas na nieszczęście. Ogarniał mnie smutek, złość, poczucie bezradności… jednak dzięki książce również nadzieja! Recepta na przyjazną i bezpieczna przestrzeń, uwzględniającą wszystkich już jest!


Potem, kilka tygodni po przeczytaniu tej pozycji, uświadomiłam sobie kilka rzeczy:

🚸 Jednym z autorytetów w dziedzinie wychowywania dzieci jest dla mnie Jesper Jull, również Duńczyk. Obydwaj panowie prezentują w swojej pisarskiej twórczości światopogląd oparty na wielkim szacunku oraz zaufaniu do drugiego człowieka, w tym do dzieci, traktują je jak równorzędnych członków społeczeństwa, których należy pytać, słuchać, brać pod uwagę i traktować poważnie. 

🚲 W 2008 roku miałam okazję doświadczyć jazdy po duńskich drogach i ścieżkach rowerowych na wyspie Bornholm. Dopiero po lekturze książki, przypomniałam sobie, jak swobodnie i dobrze się na nich czułam. Pomyślałam, że byłoby wspaniale doświadczyć tego znów, zabierając na podobną wyprawę własne maluchy.

❄️ Duńczycy są dumni z tego, że rower jest tak obecny w ich codzienności, że gdy spadnie u nich pierwszy śnieg, chwalą się zimową jazdą w oficjalnych social mediach swojej ambasady.


Podejście Duńczyków do kompetencji najmłodszych, zaufanie do nich i pragnienie przekazania im praktycznych życiowych umiejętności w przystępnej formie, a także zwyczajna ludzka radość z przygód i doświadczeń, doskonale zawiera się w kolejnym cytacie:

W szóstej klasie [duńskie] dzieci robią nieobowiązkowy egzamin na kartę rowerową. I to jest ważne wydarzenie w ich życiu, prawdziwa próba. Muszą się nauczyć nawigować w okolicach szkoły i nie popełnić błędów. W klasie mojej córki wszyscy zdali. Tylko jeden chłopak się zgubił i pojechał do innej dzielnicy, ale wrócił samodzielnie, a więc zdał. Dzieci są z tego dumne, przynoszą do szkoły dyplom, a rodzice się z tego cieszą.

To również słowa pana Mikeala Colville-Andersen i tym razem jest to fragment z wywiadu udzielonego dla portalu Zielone Mazowsze, całą przeciekawą rozmowę możecie przeczytać TUTAJ.

Zostaję z marzeniem, żebyśmy zarazili się współczesnym duńskim podejściem do naszych ulic, rowerów i dzieci… Książkę bardzo polecam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz