piątek, 31 maja 2019

Maj 2019, dżdżysto i zielono

Jeśli w kwietniu wypatrywaliśmy deszczu to w maju mieliśmy go dość... Padało za dużo. Okazało się, że dach naszego domu przecieka, zalało nam część sadu i szklarnię. Dwa razy zagościł u nas śnieg. Od tej wilgoci robiło się coraz bardziej zielono.

Deszcz i mgła. Synonimy maja 2019 roku w Beskidzie.

Na łąkach pojawiły się najpierw mlecze, a potem dmuchawce i piękne, kolorowe polne kwiaty.

Zieleń łąk i biel śniegu tworzyły ciekawe krajobrazy.

Mimo pluchy staraliśmy się pchać do przodu prace ogrodowe. Plewiliśmy, obsiewaliśmy i obsadzaliśmy grządki. Wysadziliśmy rozsady do końca wszystkie pomidorów, ogórków szklarniowych i melonów, a także porów i selerów. Zostały już tylko papryki. 

Zajadaliśmy się warzywami korzeniowymi z piwniczki, ale też rzodkiewkami, rukolą, sałatą, i szczypiorem prosto z grządek. Wypatrywaliśmy truskawek.

Maleństwo najbardziej lubi naśladować i pomagać. Dla mnie to niekiedy szkoła cierpliwości i zaufania. Ziemniaków z zeszłego roku mamy jeszcze duży zapas.

Zalana szklarnia.

Majowe skarby z grządek i łąki.






W sadzie pojawiło się kilkadziesiąt nowych krzaczków - jagody kamczackiej, borówki amerykańskiej i czarnych porzeczek. Gdy zarósł trawą, skosiliśmy go ręczną kosą.


Przerwa w deszczu - kosimy sad.

A potem grabimy pokos i mulczujemy nim krzaczki owocowe.



Z rzeczy stolarskich powstał wielki regał na przetwory. Mąż zaczął też robić stół na taras, bo stary, który kupiliśmy z domem spróchniał częściowo i stał się mieszkaniem dla mrówek.

Dzięki uprzejmości mamy, siostry i znajomych otrzymałam transport rzeczy niechcianych, zakurzonych i brudnych - wymagających gruntownego odświeżenia, od solidnego wyczyszczenia po lekką renowację. Graty maści wszelakiej - trzy umywalki, dwukomorowy zlew kuchenny z baterią, zabytkowe dębowe krzesło, trzy miski, wielka ratanowa skrzynia, wiklinowy kosz piknikowy i taboret ze zdjęcia. Nam przydadzą się w domu rodzinnym i tym dla gości. Na początku zabrałam się za renowację taboretu, potem umyłam krzesło i wiklinową skrzynię. Reszta czeka na swój czas.

Stołek przed renowacją. Więcej o nim pisałam przy okazji recenzji książki "Wióry lecą".
Obfity deszcz pomógł wypłukać starą ratanową skrzynią, po szorowaniu jej z kurzu i gołębich kup płynem do naczyń.
Ten miesiąc zapamiętam też jako liczne wycieczki i spacery. Choć niedalekie, cieszyły i przypominały w jak pięknym miejscu mieszkamy.







Rowerowo-piesze rodzinne wycieczki i domowa wałówka zjedzona w lesie lub na łące. Uwielbiam taki sposób na spędzanie czasu wolnego. 

Obserwowałam też małe pisklaki, w gnieździe odkrytym przez męża. Miałam wątpliwości, czy służy im to moje zaglądanie, ale ciekawość wygrała...
Deszczowy, mglisty Beskid, maleństwo w przyczepce i ja na rowerze. Tak wyglądają moje dojazdy, od kiedy mieszkamy w górach. Jest pięknie i męcząco, a na rowerze jeżdżę w kaloszach. Tym razem pędziłam na próbę śpiewania.
Najpierw żółto od mleczy, a potem dmuchawce. W końcu też pojawiły się krowy. 



Lekturą miesiąca był dla mnie "Pusty las" Moniki Sznajderman. Książka o terenach, na których mieszkam. O ludziach, którzy tu żyli. Piękna opowieść, obok której trudno mi przejść obojętnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz