wtorek, 31 października 2017

Październik 2017 - idzie zima.

Kolejny miesiąc w Beskidzie. Znów uczyliśmy się cierpliwości, pracowitości i pokory. Jeśli w sierpniu byliśmy zmęczeni, a we wrześniu wyczerpani, to u progu listopada zastanawiam się jakim cudem jeszcze w miarę normalnie funkcjonujemy. Przemęczenie jest prawdopodobnie spowodowane okolicznościami, na które nie mamy zbyt dużego wpływu. Nałożyło się chyba wszystko, co mogło się nałożyć. Codzienna, wielogodzinna praca męża przed komputerem i mój powrót do dawania lekcji. Załatwienia związane z budową oraz fakt, że końca jej nie widać. Nieprzespane noce z maleństwem. Moc rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić przed zimą. Marzenie, by podłubać coś jeszcze w grządkach. Coraz krótsze dni, chłód i deszcz.




Jeśli ktoś, kto żyje na wsi uwierzył, że letnia "sielanka" potrwa wiecznie, to październik jest od tego, by sprowadzić go na ziemię. Trzeci już raz musieliśmy stawić czoło pytaniom:
  • Czy w domu będzie ciepło? Jest uszczelniony i ocieplony? Wystarczy opału? 
  • Czy sprzęty i narzędzia, których nie możemy trzymać w środku, zostały zabezpieczone przed śniegiem i mrozem?
  • Czy ogródek jest gotowy na zimę?
Zrobiliśmy to, na co w naszym odczuciu starczyło sił i czasu. Ale czy wszystko? Może dało się więcej? 

W tym roku odpadł rytuał cięcia i rąbania drewna, bo mamy pokaźne zapasy z zeszłego roku. Za to mąż wszedł na dach i wyczyścił kominy. Uszczelnianie? Trwa! Ocieplanie? Nie było na nie czasu. Główna izba dalej ma ubytki wełny mineralnej w ścianach, nie udało się też założyć izolacji w podłodze. Wymieniliśmy natomiast szyby w oknach (na podwójnie zespolone) i drzwi wejściowe (na przeszklone). Stare szyby posłużą nam do zrobienia inspektu, a stare drzwi trafią do nowego domu. Mamy nadzieję, że dzięki zmianom zimą w domu będzie cieplej i jaśniej.



Z rzeczy mniej optymistycznych odkryliśmy pleśń i próchno na więźbie. Prawdopodobnie trzeba będzie ją wymienić w ciągu najbliższych kilku lat. Z jednej strony snujemy więc plany co do remontu poddasza, okien dachowych, dłuższych daszków dookoła domu, z drugiej jesteśmy przygnębieni.

Prowadziliśmy też ostrą walkę z myszami. Póki co dalej irytuje nas chrobotanie w ścianach, więc walka to niezbyt udana. A do tego ani ekologiczna ani humanitarna, bo przy pomocy morderczych łapek i zatrutego ziarna. W walce wspiera nas łasica (która dzisiaj uśmiechnęła się do mnie zza okna), choć kto wie, może jest nie mniejszym szkodnikiem niż myszy. Ubiegając sugestie i komentarze - kota nie mamy z uwagi na uczulenie męża oraz moje wątpliwości co do żywienia go kupnym mięsem.



W grządki zachodziliśmy właściwie tylko po to, żeby coś nazbierać. O przepraszam! Mąż zasadził czosnek. I to właściwie wszystkie przygotowania do wiosny. Nie udało się jeszcze wyplewić i przekopać ogródka przed zimą, ani dokończyć układania chodniczków. Do zapasów dołączyły kapusty, pory, selery i pietruszki.  W ziemi zostały jarmuż, kapusta pekińska, brukselka, rzepa i topinambur.








W ramach przetworów zrobiłam musy jabłkowe z owoców od sąsiadki i nastawiłam eksperymentalne kiszonki w postaci marchewki oraz papryki (nie pachną porywająco).




Czas napisać co nieco o budowie. Wielkie błoto i bałagan z nią związany męczą nas coraz bardziej. Dom obstawiony materiałami budowlanymi skurczył się okrutnie. Korzystanie z usług składów budowlanych nie zawsze wygląda tak, jak sobie to wyobrażaliśmy. A końca nie widać. Nie ma nawet dachu. W sumie, to nasz dom straszy gołą więźbą. A pogoda? Nie trzeba być wybitnie przewidującym, żeby stwierdzić, że lepsza już w tym roku nie będzie. W październiku przyszła do nas refleksja jak złożonym procesem jest budowa domu i jaka szkoda, że się na tym porządnie nie znamy.

Apogeum mojej irytacji związanej z budową nastąpiło w połowie miesiąca, gdy przyszedł majster i oznajmił, że "skończyła się woda". Fachowcy używali jej do mycia konstrukcji przez impregnowaniem, a nasza studnia ma swoje ograniczenia.

Coś jednak pozwala nam wierzyć, że ten dom kiedyś powstanie... ;)




Lekturą miesiąca była książka "Wykluczeni" Artura Domosławskiego. Kto jeszcze nie słyszał o tej pozycji niech przeczyta recenzję Ani.


Spacery i wycieczki? Było ich mało. Ale każda cieszyła. Poniżej kilka jesiennych migawek.




8 komentarzy:

  1. Naszła mnie refleksja, że taka wiejskie gospodarstwo nigdy nie obywało się bez parobków w okresie letnim. Czy wyśleliście o wolontariuszach?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, październik, listopad to chyba najtrudniejsze miesiące, pełne pracy i przygotowań do zimy.
    Dobrze widzieć Twoje pozytywne nastawienie, ono bardzo pomaga :)
    Trzymam kciuki za budowę i jej szybkie wykończenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Domosławskiego właśnie czytam i myślę, czy to na pewno dobra lektura na jesień. Krótki dzień pozbawia mnie sił witalnych, a będzie gorzej i ta myśl mnie mocno przybija. Mój listopad okazuje się potwornie zaplanowany i powinnam harować od rana do nocy (oczywiście inaczej niż Wy, Was podziwiam za podjęcie wyzwania, które dla mnie jest odległym marzeniem).
    Ściskam mocno i wierzę, że dom powstanie tak, jak chcecie. A co do myszy, to niestety na zimę pewnie przyjdzie ich więcej. Wypożyczcie jakiegoś węża myszojada ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wąż myszojad! :o Brzmi groźnie.

      Dużo sił na jesień i dobrej lektury!

      Usuń
  4. Ja powiem tylko że jak człowiek niewyspany (dziecko) to całe życie trudniejsze. Trzymam kciuki za sen nocny więc :-)

    OdpowiedzUsuń