czwartek, 31 października 2019

Październik 2019 - oddech wśród jesiennych liści.

Ciepłe dni, bajkowe kolory liści na drzewach i pod nimi. Moc pracy na polu, ale już nie tak intensywnej jak latem. Rydzobrania, spacery na nogach i z rowerkiem biegowym, zabawy na zewnątrz oraz czas spędzony w domu przy książkach. Ostatnie pluskanie w rzece i kąpiele w stertach liści w parku. Październik był dla mnie oddechem.


Październikowy las.
Droga do naszego domu. Fot. Anna Warzyńska.


Rzeka. Już chłodna, ale nadal atrakcyjna. W tym roku, z powodu wielomiesięcznej suszy, wyjątkowo niska.  Fot. Anna Warzyńska. 

W październiku chcieliśmy zebrać z grządek wszystko to, co mogłoby się zepsuć na wypadek przymrozku. Do domu trafiły dwie wielkie skrzynie papryk, koszyczek pigwowców, kosz fasoli Jaś, wiadro selerów i marchwi oraz skrzynka buraków. Zanosiliśmy je do piwniczki, przygotowywaliśmy do mrożenia, zamykaliśmy w szkle. Wszystko po to, by nasza warzywna dieta była tej zimy jak najbardziej różnorodna. 

Zajadaliśmy się na bieżąco zieleninami takimi jak jarmuż, por, pietruszka, szpinak, sałata, rukola i kapusta pekińska. Obdzielaliśmy też nimi sąsiadów i znajomych.


Odczuwam radość, ale też wielką chęć dopieszczania naszych upraw. Selery mogłyby być większe, buraki nieogryzione przez szkodniki, a fasoli więcej. Jednak, gdy jarmużu jest tyle, że mogę się nim dzielić, a na piecu gotuje się pierwszy jesienny bulion warzywny, czuję ciepło na serduchu!
Jadę na spotkanie redakcji Magazynu z Beskidu Niskiego.
W taczce mam papryki, pomidory, cukinie, jarmuż i jarmużowe chipsy. Pod pachą dziecko, a w plecaku klocki.
Fot. Katarzyna Miernik Pietruszewska.
Taki pyszny kozi serek znalazłam pewnego dnia w grządkach w zamian za jarmuż.
Wymiany barterowe to coś, co realizuje się tu, w Beskidzie, naturalnie i spontanicznie. 
Zbieraliśmy też dary lasu.
Plewiliśmy grządki i wapnowaliśmy je przed zimą. Obserwowaliśmy gorczycę wysiewaną na poplonowy zielony nawóz w sierpniu oraz wrześniu. Ileż wokół niej latało pszczół. Sąsiadów poprosiliśmy o zaoranie i zabronowanie części naszych łąk. Do tej pory udostępnialiśmy je pod wypas krów i koszenie siana. Teraz chcemy na części z nich zrobić las brzozowy, modrzewiowy i jodłowy, a także mikroplantacje roślin jagodowych oraz drzew miododajnych. Resztę obsiać miododajnym zielonym nawozem, który ma szansę wyrosnąć na naszych jałowych glinianych gruntach (nostrzykiem białym, facelią niebieską, przegorzanem kulistym i szałwią omszoną).

Po otrzymaniu wyników badania gleby postanowiliśmy zamówić ciężarówkę wapna ogrodniczego i nawieźć nim wszystkie tereny uprawne w naszym gospodarstwie, by odkwasić glebę i poprawić jej strukturę.

Zamówiliśmy też koparkę z wiertnicą, by ogrodzić planowane nasadzenia przed sarnami i dzikami. Wieczorami mąż zakopywał słupy ogrodzeniowe.

Dla nas myślenica i stres, czy są to dobrze zainwestowane pieniądze i czas. Logistyka i chodzenie po sąsiadach, by wyprosić usługi z udziałem ciągnika. Dla dzieci? Sama radość. – Chcemy biegać po zaoranym polu! – Wykrzyknęły i już ich nie było. Co z tego, że grudy ziemi potrafiły być większe niż kilkuletnie nogi?

Dni mijały mi głównie na różnych aktywnościach z dzieckiem. Tych najprostszych, codziennych, zwyczajnych. Maleństwo uczestniczy już we wrzucaniu brudów do bębna i wieszania mokrego prania, obieraniu i krojeniu warzyw, plewieniu grządek, zamiataniu liści, noszeniu przetworów z ziemianki do domu. Polubiło także jazdę na rowerku biegowym i wybiera się na nim wszędzie! 

Książki. Moja wielka miłość i słabość. Te dla dorosłych i dla dzieci. Czytane w pojedynkę i większych grupach. 
Omawiane i zachowywane w środku. W pażdzierniku czytaliśmy z maleństwem bez końca!
Fot. Anna Warzyńska.


Trudno było mi czasem zapędzić dziecko do domu. Zostawiałam więc otwarte drzwi i patrzyłam co robi na podwórku przed domem. Czasem udało mi się podbiec z aparatem i zrobić zdjęcie.


Wspólne gotowanie to nasza kolejna, codzienna rozrywka.
Był też domek z niepotrzebnego kartonu...


... i kaskaderskie wyprawy na grzyby.
Były spacery z rzeczną wodą chlupiącą w butach...
Fot. Anna Warzyńska.
... i kałuże!


Proekologiczną codzienność próbuję opisywać regularnie. Kliknij tutaj, by zobaczyć jak wygląda nasze życie miesiąc po miesiącu, od kiedy przeprowadziliśmy się do małej wsi w Beskidzie Niskim, czyli od ponad czterech lat!

1 komentarz:

  1. Super wpis, świetne podsumowanie. Podziwiam i śledzę wasze poczynania. Zazdroszczę pięknych widoków, determinacji i zachwytu codziennością :)

    OdpowiedzUsuń