piątek, 25 października 2019

Jak ograniczać śmieci przy małym dziecku?

W dzisiejszym poście chciałabym podzielić się kilkoma moimi patentami na to, jak produkować mniej śmieci, gdy w naszym domu jest małe dziecko.

Zanim przejdę do sedna sprawy, chciałabym zaznaczyć, że pisanie o tym jest dla mnie trudne. Po pierwsze dlatego, że mam tylko jedno dziecko i jesteśmy razem dopiero od 2,5 roku. Po drugie, im dłużej jestem mamą, tym więcej we mnie pokory, pytań, rezerwy w stosunku do indywidualnych i kategorycznych przekonań, recept, rad oraz ocen. 


Na tym zdjęciu chyba najbardziej widać nasze bezśmieciowe starania. Są rowery z przyczepką, są wielorazowe pieluszki i worki PUL, są bidony rowerowe z wodą i jest pudełko wielorazowe z własnoręcznie przygotowanym prowiantem.  Zabawek brak, bo w takim otoczeniu przyroda i jej zieleń zupełnie wystarczają.

Zdaję sobie sprawę, że rodzice małego dziecka lub większej ilości maluchów cierpią nieraz na brak snu, czasu dla siebie i chroniczne poczucie przemęczenia, a w takim stanie można mieć poczucie, że są ważniejsze sprawy niż użalanie się nad każdą zużytą jednorazową pieluszką czy opakowaniem po przekąsce kupionej na prędce w razie wielkiego głodu i niezadowolenia maleństwa. Nie chciałabym, żeby mój tekst sprawił, że ktoś poczuje krytykę dla własnych wyborów, gdy ja nie znam ich tła. Marzę, by stanowił raczej inspirację dla tego, kto ma na to czas i przestrzeń. Rozwiązania, które proponuję, sprawdziły się w naszej rodzinie, ale wiem, że każda inna ma swoje specyficzne potrzeby.

Kiedy myślę o ekologii i ograniczaniu śmieci podczas opieki nad małym dzieckiem to w mojej głowie pojawiają się cztery pozytywne praktyki:
  • korzystanie z tego, co mamy już w domu,
  • skupienie się na tym, co jest absolutnie niezbędne,
  • unikanie plastiku,
  • szukanie rozwiązań, które pasują do mojej rodziny i naszego stylu życia, przekonań oraz estetyki.
Coś mi mówi, że mój post może pomóc rodzicom dzieci w wieku przed przedszkolnym, takim do lat trzech. Przedszkolaki mają już nieco inne potrzeby, zwłaszcza gdy są przyzwyczajone do jakichś rodzinnych "śmieciowych" już rytuałów lub kontakty z rówieśnikami i modą wpływają na ich pragnienia.



Wyprawka

Jeśli miałabym jeszcze raz kompletować wyprawkę dla noworodka to byłaby ona bardzo skromniutka i sprowadzałaby się do:

  • chusty do noszenia oraz wiatrowodoodpornego panelu do kurtki, 
  • przyczepki rowerowej z hamaczkiem, 
  • pieluszek wielorazowych (otulacze PUL, tetra, woreczki PUL), kremu do pupy, wielorazowego podkładu nieprzemakalnego na łóżko, 
  • wiklinowego kosza i dwóch kocyków, 
  • wanienki, 
  • smoczka, 
  • ubranek w rozmiarze 50/56/62. 
W dalszej kolejności, czyli pół roku później, postarałabym się o:
  • drewniane krzesełko do karmienia,
  • nosidełko ergonomiczne,
  • szczoteczkę i pastę do zębów.
Z mojego doświadczenia wynika, że materialne potrzeby rodziców noworodka i niemowlaka są bardzo różne. Każdy ma inny pomysł na opiekę i wychowanie. Przed kompletowaniem wyprawki warto więc zadać sobie pytanie, jak oraz czym chcemy dziecko karmić, myć, transportować i układać do snu. Potem zaopatrzyć się w konkretne przedmioty. Wiele rzeczy da się kupić w ciągu kilku godzin lub dni - w aptekach, sklepach internetowych i stacjonarnych, portalach sprzedaży rzeczy używanych, grupach i forach dla rodziców. Jeśli mamy taką możliwość, to warto pożyczać i samodzielnie przekonywać się, czy dane rozwiązanie się u mnie sprawdza, a dopiero potem ewentualnie zaopatrzyć we własne rzeczy - nowe lub używane. 

Minimalistyczna wyprawka, w miarę możliwości z drugiej ręki oraz testowanie rzeczy pożyczonych na chwilę to mniej rzeczy potencjalnie niepotrzebnych i mniej jednorazowych opakowań. 



Pieluchy


W redukcji odpadów może nam pomóc używanie wielorazowych pieluszek. Niektórzy zaopatrują się w nie przy okazji kompletowania wyprawki i używają od narodzenia, inni dopiero po prowrocie ze szpitala, kolejni chcą poczekać, aż dziecko przejdzie etap smółki lub dorośnie do rozmiaru OneSize i zaczynają wtedy.

My zaczęliśmy pieluchować wielorazowo po powrocie ze szpitala, nosiliśmy ze sobą i praliśmy pieluszki przez około dwa lata. W końcu dziecko umiało już sygnalizować nam swoje potrzeby. Teraz po domu używaliśmy majtek bawełnianych, a u opiekunki więcej wybaczających majtek treningowych.


Sprawdziły lub nadal sprawdzają się u nas:
  • otulacze PUL, 
  • tetrowe pieluchy do składania (2/3 z nich pamiętało dzieciństwo moje i mojego męża)
  • worki na brudne pieluszki, 
  • wielorazowy, nieprzemakalny podkład na łóżko (do przewijania w domu i w terenie, na czas nocnego odpieluchowywania), 
  • majtki treningowe,
  • nocnik i deska na toaletę,
  • woda i mydło,
  • krem do pupy, 
  • na wyjścia konieczny jest bidon z wodą i dodatkowe pieluszki lub myjki (ze starego, delikatnego podkoszulka i ręcznika), czasami miałam ze sobą chusteczki nawilżane podarowane nam przez babcię, 
  • kupny, ekologiczny proszek do prania.
Więcej o wielorazowych pieluszkach znajdziecie tutaj, a o odpieluchowaniu tutaj.

Pieluszki wielorazowe to mniej 
jednorazowych opakowań, brak śmierdzących bomb w koszu na śmieci oraz foliowych worków potrzebnych do ich wynoszenia. 






Ubrania


W moim odczuciu małemu dziecku jest obojętne w co zostało ubrane, byle było mu wygodnie. Podoba mi się idea ubrań marki #nieszkoda promowanych przez autorka bloga Wielki Zachwyt. 99% ubranek, które zakładało maleństwo dostaliśmy po dzieciach rodziny i znajomych, kilka sztuk kupiłam w ciucholandzie, pojedyncze dostałam w prezencie lub uszyłam sama.


Ubrania z drugiej ręki to brak metek i 
jednorazowych opakowań. Luz w sprawach ubraniowych to mniej szkodliwych dla środowiska wybielaczy i odplamiaczy używanych w praniu.







Zabawa


Staram się, by zabawki, które trafiają do naszego domu były z naturalnych materiałów - drewna, kartonu i bawełny. Jeśli mam na to wpływ, wybieram używane i staramy się, by w ogóle było ich mało. Mamy drewniane klocki, tory, autka i wagoniki pociągu, stare metalowe matchboxy i mały samolot po moim mężu, drewniany gwizdek, drewniano-materiałową huśtawkę, bujanego konia, puzzle i moc książek. Sama wydziergałam maskotki - leśne zwierzątka i zrobiłam dwie lalki ze skrawków materiałów. W przypadku tworzyw sztucznych mam zgodę właściwie tylko na klocki DUPLO, piłkę i elementy z plastiku przy rowerku biegowym. 


Prawda jest taka, że plastikowe zabawki szybko się niszczą, rysują, rozsypują pod wpływem uderzeń dziecka i promieni słonecznych, gumowe parcieją, na baterie odmawiają działania. Te drewniane i metalowe, mogą przeżyć nie tylko wiele zabaw, ale nawet kilka pokoleń - bije od nich ponadczasowość.


Często bawimy się tym, co mamy w domu i korzystamy z prostych przyborów plastycznych. Używamy kolorowego papieru, nożyczek, kredek i kleju w tubce. Robimy domek z kartonu. Do domku trafiają czasem lampki rowerowe, zawsze ustawiane przez maleństwo na tryb migający i robi się z tego świecący lampion. Sami robimy "naklejki" ze starych gazet dla dorosłych i dziecięcych gazetek przywiezionych przez babcię.


W kąpieli maleństwo korzysta z tego, co znalazło się w domu - bidonu rowerowego, któremu zepsuł się ustnik, sylikonowych foremek na muffinki, metalowych słomek do picia i gruszki do odciągania kataru (jest świetną psikawką). 


Bawimy się garnkami, pojemnikami na żywność, ścierkami, sztućcami. Razem gotujemy - obieramy i kroimy warzywa, smarujemy kanapki, rozbijamy jajka. 


Dużo czasu spędzamy też w przyrodzie - lesie, łąkach, grządkach. Podlewamy kwiatki, taplamy w wodzie z beczki na deszczówkę.  

Mieszkamy w pewnej izolacji, na skraju wsi liczącej 180 mieszkańców. Myślę, że gdyby nasz dom był w mieście, a ja miała więcej codziennego kontaktu z mamami o podobnym patrzeniu na świat, wymienialibyśmy się zabawkami z innymi rodzinami.


Do przechowywania zabawek używamy wiklinowych koszy oraz dolnych półek w kuchennym kredensie.


Zabawki z używane, robione samodzielnie i te z naturalnych tworzyw, a także wymienianie się zabawkami oraz rezygnacja z akcesoriów na rzecz przedmiotów używanych na co dzień przez dorosłych i twórczych aktywności to więcej przestrzeni w domu, brak poczucia przesytu, mniej opakowań. W moim odczuciu większy spokój i kreatywność nie tylko dziecka, ale też rodzica. Brak plastiku, to dla mnie większa estetyka i szansa na trwałość zabawki.










Mycie i sprzątanie

Jeśli chodzi o kosmetyki, to maleństwo używa zrobionego przeze mnie mydła, a także kupnych kremu do pielęgnacji pupy, kremu NIVEA, kremu z filtrem, szczoteczki i pasty do zębów.

Pranie robimy w kupnym ekologicznym proszku do prania, kupowanym w 12,5 kg opakowaniu, pierzemy w nim też wszystko inne nasze ubrania, pościel, ręczniki i dziecięce ubranka.

Przebywanie z dzieckiem to dużo lub bardzo dużo brudu i bałaganu. Dom sprzątam szmatami ze starych pieluch, wodą, kupnym ekologicznym płynem do naczyń i wyżej wspomnianym proszkiem do prania. Mamy też sodę oczyszczoną i kwasek cytrynowy.

Minimalistyczna ilość kosmetyków i detergentów oraz kupowanie ich w dużych kilku litrowych lub kilkunastu kilogramowych paczkach to mniej 
jednorazowych opakowań plastikowych.






Jedzenie

Nasze dziecko je z ceramicznych naczyń, które mieliśmy już w domu, sztućcami dorosłymi lub deserowymi (można to zobaczyć tutaj). Przez jakiś czas piło z plastikowego kubeczka, który dostaliśmy od koleżanki mającej dziecko w podobnym wieku. Potem inna koleżanka przywiozła nam emaliowany kubeczek z Krecikiem, prosto z Czech - to on towarzyszy nam, gdy idziemy na lody. Plastikowy stał się zabawką kąpielowo-deszczówkowo-piaskową.


Na wycieczki zabieramy bidon rowerowy z wodą z kranu (maleństwo pije od początku z naszych dorosłych bidonów, a woda z bidonu służy całej rodzinie także do celów higienicznych), termos z herbatą (gdy jest zimno), pudełko z przekąską, ściereczkę i  woreczek materiałowy na ewentualne zakupy. Gdy idziemy na lody lub prowiantem jest kasza, mamy przy sobie łyżki.


Zwykle żywimy się tym, co przygotuję w domu. Do opiekunki maleństwo dostaje wielorazowe pudełko z owsianką lub kanapką. Na wycieczki, wyjścia do lekarza lub na plac zabaw zabieramy z domu kawałek ciasta, bakalie, wegańskie kotlety, kanapki, jabłko... Niekiedy naleśniki z farszem lub kaszę z warzywami. Czasem kupujemy przekąski poza domem - są to zwykle banany lub kapuśniaczki z piekarni. Nie kupujemy musów w tubkach, jogurtów, deserków, lizaków i batoników. Moje dziecko jeszcze nigdy takich rzeczy nie jadło.


Dawniej nakładaliśmy maleństwu małe porcje tego, co smakuje i nam. Dziś obsługuje się samo. Umie nakryć do stołu i posmarować sobie kanapkę, nalać zupę do miski, nałożyć obiad na talerz, pokroić miękki owoc. Jest przy tym trochę rozgardiaszu i bałaganu, ale nigdy takiego, którego nie da się ogarnąć i przy którym marnuje się dużo jedzenia. Zwykle staramy się dojadać po maleństwu, gdy coś zostawi, ale nie ma tego dużo.


Korzystanie z naczyń ceramicznych to mniej plastiku, który może się zepsuć, a w miarę używania traci na estetyce i atrakcyjności. Przygotowywanie jedzenia w domu lub kupowanie go luzem to mniej jednorazowych opakowań. Nakładanie dziecku malutkich porcji lub pozwolenie, by samo zadecydowało czego ile zje, pozwala nie wyrzucać jedzenia.




Trudności

W ograniczaniu ilości śmieci przy małym domowniku widzę kilka trudności.

Po pierwsze dzieci mają jakby naturalną skłonność do testowania rzeczy i zachowań, które my dorośli nazywamy niszczeniem. Rzucają, mną, targają, gryzą. Ja pozwalam rzucać kamieniami, liśćmi i patykami do rzeki lub na leśną ściółkę. Godzę się na rzucanie lekkim plastikowym klockiem DUPLO i małą maskotką. Mniemy i targamy papier, który nie jest potrzebny. Nie mam problemu z gryzieniem klocków i ubrań. Wydaje mi się, że takie zachowania są przemijające. Wolę, by dziecko, które odczuwa chęć zrobienia czegoś nazwijmy to "destrukcyjnego" - do rzutów i gryzień użyło maskotek i klocków, a do mięcia i targania starej gazety niż książek. Dlatego też w momentach "kryzysowych" częściej podsuwam "bezpieczne" przedmioty, niż zabraniam czynności jako takiej.


Drugą trudnością są nietrafione i nieproszone prezenty. Sama nauczyłam się pytać rodziców, co przydałoby się im jako rodzinie z dzieckiem i z czego ucieszyłby się maluch. W większości przypadków dostaję jasną odpowiedź, wskazanie jednej lub kilku potencjalnych rzeczy. Mnie rzadko ktoś pyta. W rezultacie dostajemy plastikowe grzechotki, książeczki, które już mamy, kolejny kocyk, za małe ubranka, akcesoria, które nie są nam potrzebne. Oddaję takie rzeczy do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej i mam cichą nadzieję, że się komuś przydadzą, kogoś ucieszą.

Kolejną sprawą mogą być zakupy. My nie mamy z nimi problemów, głównie dlatego, że po sprawunki chodzimy ogólnie rzadko, a jeszcze rzadziej z dzieckiem. Nigdy nie byliśmy w sklepie dedykowanym maluchom (z zabawkami i ubrankami), bo nie było takiej potrzeby. Ponieważ nie kupujemy gotowych 
napojów i słodyczy (wyjątkiem jest czekolada), półki z nimi maleństwo traktuje podobnie jak lodówki z mięsem - my nigdy się przy nich nie zatrzymujemy i ono też nie. Nie oglądamy telewizji ani bajek, więc póki co nasze dziecko nie zna produktów z reklam czy gadżetów z animowanymi bohaterami. Nie wiem, co poradzić rodzicom dzieci, które w sklepach bardzo intensywnie czegoś chcą. Mi maleństwo podczas zakupów pomaga, na przykład trzymając w rękach chleb lub bułkę i maszerując z nimi dzielnie do kas, gdy zapomnę worka, a nie chcę wkładać go luzem do sklepowego koszyka.


Wreszcie, kupowanie rzeczy używanych przez internet nie jest zupełnie bezśmieciowe. Wysyłkowe zakupy nigdy takie nie będą. Drewniane mosty i tory kolejki przyszły do nas w pudełku po butach, ale owiniętym plastikowym streczem, a książki bywają zapakowane w bąbelkową folię, żeby się nie pogniotły. Trudno. 

Mam nadzieję, że mój post okazał się pomocny. Na ewentualne pytania i wątpliwości chętnie odpowiem w komentarzach. Może się też okazać, że o czymś zapomniałam, wtedy postaram się dopisać.

25 komentarzy:

  1. Doroto,

    super genialny wpis!!!!!

    U mnie jest podobnie (choć jednak bardziej śmieciowo), ale myślę że właśnie z tej perspektywy mogę coś Ci poradzić, zwłaszcza w kwestii jedzenia.

    Mam w domu dwie panny - 6-latkę i 3,5-latkę. Mieszkamy w średnim mieście (180 tys. mieszkańców), dzieci chodzą do państwowego przedszkola. No i widoku wielu śmieciowych produktów do jedzenia nie jesteśmy w stanie uniknąć. U nas świetnie się sprawdza po prostu mozolne tłumaczenie, dlaczego pewnych rzeczy nie jemy, nie pijemy, bo są bardzo niezdrowie dla ciała, dla planety, zaśmiecają morza etc. Jak starsza zaczęła pokazywać mi te musy, to po prostu zrobiłyśmy sok jabłkowy w sokowirówce, pokazałam jej, że ciemnieje i że skoro te sklepowe nie ciemnieją, to znaczy, że jest tam chemia.

    Oczywiście, w tym wieku trudniej jest już utrzymać rygor. Nie jestem entuzjastką wszystkiego, co tam w przedszkolu jedzą, ale bardzo to przedszkole lubią i to też jest ważna sprawa. W domu i tak wieczorem jesmy wszyscy razem obiad.
    Do tego np. po zajęciach na basenie nie ma u nas żadnego batonika z automatu, ale jest Kubuś (wolę 100 razy bardziej zrobić im sok w domu, ale ten "kupny" raz w tygodniu to w ich odczuciu pewna nagroda, pochwała).
    Ale nie kupuję żadnych "dzieciowych" ciasteczek, jogurtów, Kinder-kanapek, batoników itp. Jogurt naturalny, a do niego owoce - tak, domowe ciasta, ciasteczka, bakalie, domowy mus jabłkowy.
    Do Smyka nie chodzę z dziećmi, na dział z zabawkami w supermarkecie tylko, jak mamy urodziny którejś do obstawienia (też muszą uczyć się najpierw kupować, a potem dawać sbie wzajemnie prezenty).

    Oczywiście, są "ofiary" takiego życia, bo ja do tego pracuję na pełen etat. I niestety - zdrowe jedzenie produkuję, ale już umycia okien nie daję rady ogarnąć przy tym wszystkim, sprzątanie tylko to najważniejsze (to moze też trochę wina metrażu, bo mamy 120 m2 i chyba z 8 wielkich okien do tego).

    Pozdrawiam,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz. Wiem, że po pójściu do przedszkola będzie inaczej. Przy pojawieniu następnego dziecka pewnie też i częściej wrzucę na śmieciowy luz.

      Wiem też co znaczy taki Kubuś po basenie dla dziecka. I chyba nie traktuję go jak śmieć, bo butelkę użyłabym na sok malinowy lub rokitnikowy.

      Usuń
  2. Dorotko,

    jeszcze mi się przypomniało - takie eko-montessori-waldorfowe życie to ciężka praca, zwłaszcza, jak się ma więcej niż 1 dziecko.
    Do szału doprowadza mnie widok matek wsadzających dzieciom komórki z jakimiś bzdetami w łapki, żeby małe były cicho (choć sama nie raz zdycham z moją młodszą godzinę nad książeczkami, jak czekamy na starszą, która akurat jest na akrobatyce). Ale pamiętam też to zdziwienie i zazdrość wielu, kiedy płynąc promem przez 5 godzin z Alandów do Turku wyciągnęliśmy kredki, kartki i dzieci rysowały zapamiętane namioty z kempingów, potem wypatrywalismy przez okna wyspy Hatifnatów (Muminki), kabiny kąpielowej Muminka i czytaliśmy wszystkie skandynawskie książeczki. To niekoniecznie jest też takie super ekscytująco-inspirujące dla rodzica, który marzy o kawie i niegadaniu-z-nikim, ale mam tez takie wrażenie, że to o wiele bardzie wartościowe niż przewalanie się po sklepach bezcłowych, restauracjach czy nawet tych kącikach zabaw.
    E.
    ps.tak, znam Twój stosunek do podróży, zwłaszcza tak generujących zanieczyszczenie jak prom czy samolot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasem ekowybory są "nudne", w moim odczuciu procentują jednak na przyszłość. I powodują, że na przykład w życiu dorosłym ma się już NAWYK noszenia przy sobie książki, a jak wyjdziemy z domu bez książki czekanie na przystanku jest czasem na zadumę.

      Usuń
  3. Znakomity post, a Wasza postawa godna jest naśladowania. Mimo, że nie mamy dzieci i ja znalazłam coś dla siebie. Chętnie poczytałabym więcej o tym, do czego używasz sody oczyszczonej i kwasku cytrynowego oraz o ekologicznym proszku. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorota
    Świetnie napisane, jak zawsze zresztą. Trzymam kciuki za Twoje przekonania i konsekwencje, szczególnie w zderzeniu z osobami, które z racji wieku " mają rację " a z miłości robią krzywdę bezmyślnymi prezentami i burzą Wasz porządek.
    Dobrego dnia

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam malych juz dzieci ale dobrze się czytało łącznie z komentarzami. Podziwiam. Bycie blizej natury jest cudowne. Pozostańcie sobą. Ja tez coś sprobuję skorzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jestem ciekawa doświadczeń mam nie-małych-dzieci!

      Usuń
  6. A czy mogłabyś napisać jakiego konkretnie proszku do prania używasz?
    Sama mam 2 chłopców. Dwulatka i miesięczne. Czasami trudno wytrwać w naszych ekowyborach. Staram się używać pieluszek wielorazowych, ale czasami już brak sił i nie nadąża z ich praniem. Również brak zrozumienia ze strony rodziców, znajomych utrudnia wyrwanie w eko postanowieniach. Dla mnie to pewnego rodzaju problem jak się jedzie w odwiedziny do rodziny, która nie popiera naszych wyborów. A nasze tłumaczenia, że czegoś nie chcemy, nie potrzebujemy kolejnej zabawki, stosu nowych ubranek itp.puszczane są mimo uszu, traktowane są jako chwilowa fanaberia. My też nie mamy tv. Dwulatek nie zna żadnych bohaterów dziecięcych bajek dlatego wizyta w sklepie nie kończy się histeria kiedy przechodzimy koło zabawek. Po takich wyjazdach, gdzie dzieci mają kontakt z tv, szczególnie mogę zaobserwować jak negatywny wpływ na małe dzieci ma telewizja, współczesne bajki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Używam proszku Bio-D, kupuję go w 12,5 kg opakowaniach. Teraz testuję proszek BALJA, polskiego producenta, siostra odsypała mi trochę i jeśli się sprawdzi może się przerzucę. Używam tego samego proszku do pieluch, pościeli, ścierek, ubranek i też naszych dorosłych ubrań.

      Z ekowyborami nie jest łatwo. :( Świat tak bardzo nie jest eko... To jest trudne i logistycznie i społecznie i czasem finansowo.

      Brak zrozumienia ze strony bliskich jest dla mnie najtrudniejszy z tego wszystkiego chyba. Obrażanie się, wyśmiewanie, podważanie zasadności moich działań, czasem mówienie, że szkodzę dziecku, wreszcie, robienie na przekór - sama tego doświadczyłam. My częściej gościmy niż jedziemy w gości do bliskiej rodziny i mam problem z zachowaniami, które odczuwam jako brak szacunku dla moich zasad i zasad mojego domu. Nie wiem co z takiej sytuacji robić. Kompletnie! Cały czas się tego uczę i różnie wychodzi.

      Przytulam! :*

      Usuń
    2. Zoya, Doroto,

      to jest wielkie wyzwanie!
      Wspominałam wyżej, że mam 6-latkę i 3,5-latkę. U nas regularnie są dyskusje z teściową na temat tego, że: 1. nie oglądamy żadnych bajek na komórce (też nie mamy telewizora od lat, bajki tylko na komputerze i to max. 20 minut dziennie, o ile w ogóle); 2. że nie kupujemy im żadnych czekoladowych wafelków itp.; 3. chyba najważniejsze - nie mamy żadnych tajemnic z innymi dorosłymi, o których nie można mówić rodzicom (to już nie tyle eko, co po prostu ze względu na ich niebezpieczeństwo).
      Niestety, jedyną opcją jest odciąć się trochę od rodziny, o ile jest to możliwe i po prostu robić po swojemu. My na szczęście mamy ten "luksus", że teściowa widzi dzieci raz na tydzień. Oczywiście, nas to kosztuje dużo codziennej pracy i byłoby miło mieć jakieś odciążenie, ale dzięki temu wiele rzeczy udaje nam się przekazać tak, jak chcemy. Ale teraz, jak wspominałam, stanęliśmy w obliczu przedszkola, które dzieci naprawdę lubią, ale które jest też pełne Kinder Bueno, jakiś lalek LOL, dziewczynek gadających non-stop o Elzie i Annie, wód mineralnych o smaku truskawkowym, musów w jednorazwych tubkach i masy innych rzeczy, które są naszym dzieciom obce.
      Może jakimś pocieszeniem będzie to, że nasze pociechy też są coraz starsze, więcej rozumieją i więcej można im wyjaśnić.

      Pozdrawiam Was serdecznie,
      E.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Odcięcie się od ludzi, których zachowania są dla mnie trudne nie jest dla mnie rozwiązaniem. Widzę dużą wartość, w kontaktach mojego dziecka z ludźmi, którzy żyją inaczej. Nie chcę, żeby dziecko żyło w bańce. Chciałabym raczej spotkać się otwartością na inność (moją inność) i szacunek dla niej, przynajmniej wtedy, kiedy ktoś korzysta z gościny w moim domu. Chciałabym też, żeby taka osoba częściej pytała - a nie wychodziła z założenia, że np. na pewno czegoś dziecku nie kupię (często chcę kupić bardziej ekologiczną alternatywę za jakiś czas), o coś nie zadbam, czegoś nie mam a na pewno potrzebuję (czasem mam, a czasem nie potrzebuję).

      Mam też tak, że łatwiej pogodzić mi się z rzeczami, które dzieją się, gdy ich nie widzę. Wolałabym, żeby się nie działy, ale szanuję wybory i potrzeby innych, przy tym jednak nie znoszę być oszukiwana. Kiedy więc dziecko jest na przykład częstowane słodyczami, gdy ktoś inny sprawuje nad nim opiekę, godzę się na to, ale chcę to wiedzieć. Chciałabym mieć zaufanie, że gdy o coś poproszę, zostanie to uszanowane, gdyż chodzi o moje dziecko. Chciałabym też, żeby sytuacje, w których różnię się z moimi rozmówcami, były dyskutowane bez agresji, obrażania się, szczerze i z serdecznością, żebym wiedziała, czemu coś robią, o co im chodzi i czy ja mam na to zgodę w takich okolicznościach, czy nie.

      Co do tajemnic przed rodzicami, zgadzam się w 100%. U nas jeszcze nie ten etap, żeby dziecko miało coś ukrywać. Jak nie mówi, to raczej po prostu nie ma jeszcze takich zdolności językowych, zeby coś opisać.

      @E., jak sobie radzicie w tym przedszkolu?

      @zoya, jakie nagatywne wpływy dostrzegasz w TV jako matka, z własnego doświadczenia, z obserwacji swoich dzieci? Jestem ciekawa, bo ja te negatywy znam raczej z mądrych książek o mózgu i wychowaniu (kiedy ja byłam mała też nie mieliśmy w domu TV).

      Usuń
    5. Z moich obserwacji wynika, że dzieci, ktore regularnie i w sporych ilościach czasu oglądają tv są nadpobudliwe, ciężko ich zainteresować jakąś aktywnością, prosta zabawa, prosta rzeczą. Ich zabawki muszą świecić, grać, wydawać głośne dźwięki. Nie wystarcza im do zabawy np. prosta, drewniana Lyzka. Ciężko też im skupić uwagę na dłużej na jednej rzeczy/aktywności, o wiele szybciej się nudzą, nie potrafią też same zająć się sobą, cały czas potrzebują jakiejś mocnej stymulacji. Czegos co agituje ich zmysły.
      Dla mnie dużym plusem jest też to, że mój starszy syn nie zna żadnych bohaterów z nowoczesnych bajek. Mogę śmiało mu kupić np zwykly jogurt, wode, a nie odpowiednik z wizerunkiem bohatera na opakowaniu, który jest odpowiednio droższy.

      Usuń
    6. Zoya, mam takie same spostrzeżenia.
      Jedną z moich ulubionych bajek dla dzieci jest stara pszczółka Maja (raz na parę dni puszczamy z youtube'a) - tam jest bardzo dużo informacji o owadach, a fabuła wciągająca dla malucha.
      Niestety, od kiedy dzieci idą w edukację, trzeba trochę odpuścić w kwestii bajek i postaci z nich. To znaczy - nadal nie kupujemy telewizora, żeby je oglądały, ale musimy się pogodzić z tym, że będą funkcjonować w swoim małym społeczeństwie obeznanym z nimi. Bo w takich przedszkolach to wszystkie są "przemaglowane" przez Elsy, Anny, Świeżaki, Hot Wheels itp. Ja staram się moje dzieci wspierać i nakierowywać na nieoczywiste wybory (np. na bal przebierańców w zesżłym roku były pastuszkami, w tym roku jedna postanowiła przebrać się za wikinga Tappiego z książki M. Mortki, druga chce być reniferem), ale z drugiej strony to taki wiek, że człowiek ma potrzebę być częścią stada. Więc obejrzeliśmy raz tę Krainę Lodu, żeby było wiadomo, co to w ogóle jest. I tyle. Na szczęście jak na razie udało nam się to jakoś kompromisowo załatwić - oględnie obeznać z tą "popkulturą" przedszkolną, ale intensywnie promować alternatywne i zdrowsze rzeczy. I, tak jak pisałam wyżej, nasze dzieci naturalnie się interesują rysowaniem, budowaniem czego się da, robieniem ludzików z kasztanów itp, zabawą drewnianymi pociągami itp. Ale jest to też ciężka praca, żeby w całym zalewie tej papki zabawkowo-telewizyjnej i funkcjonowaniu w przedszkolu wychowywać je po swojemu.
      Pozdrawiam, E.

      Usuń
  7. Ech... z przedszkolem jest tak, że na pewne rzeczy jeśli chodzi o jedzenie się nie zgadzam (nasze przedszkole jest niestety liberalne, jeśli chodzi o przynoszenie ze sobą jedzenia i picia "z zewnątrz") i po prostu mówię, że nie będą jadły batoników czekoladowych oraz piły tych wód smakowych, bo to chemia i one mają wlany taki zapachowy olejek (oczywiście raz na jakiś czas moje dzieci dzielą się tą wiedzą z innymi, np. rodzicami-dającymi-te-wody-do-przedszkola i bywa, że jest trochę przypał;)
    Jeśli chodzi o dietę przedszkolną, to odpuściłam zupełnie - bywa, że są kakałka, drożdżówki, kluchy różne, ale nasze dziewczyny nie są uczulone, są wszystkożerne, więc tu już się nie "czepiam" i nie ingeruję.
    Na pociechę dodam jeszcze, że tak ogólnie, to jednak te dzisiejsze przedszkola zarówno żywieniowo, jak i programowo realizują całkiem rozsądny program - no... chleba na zakwanie z hummusem nie jedzą, ale jednak ta dieta jest w miarę zbilansowana, dużo mówią o przyrodzie i otoczeniu, więc jest lepiej niż "za moich czasów" (jestem rocznik '83). No i jest coraz większa różnorodność wśród grup, są dzieci niechodzące na religię, są obcokrajowcy (głównie z Ukrainy), więc niemal pod każdym względem te grupy są bardziej zróżnicowane i też bardziej tolerancyjne dla dzieci, które w ten model się nie wpisują.
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie dość pozytywne! Ja jestem bardzo ciekawa przedszkola. Już za niecałe pół roku się tam udajemy!

      Usuń
  8. Świetny wpis, na pewno skorzystam z Twoich rad. Ekologia to podstawa! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetnym dodatkiem jesli chodzi o długie spacery będzie wełniany kocyk. U nas sprawdził sie latem i zima, naturalne włókna maja wiele cudownych właściwości.

    OdpowiedzUsuń