piątek, 19 maja 2017

Recenzja książki "Sekrety roślin i zwierząt w miejskiej dżungli" Nathanaela Johnsona.

Publikację amerykańskiego dziennikarza dostałam do recenzji od wydawnictwa Vivante. Opis brzmiał intrygująco:
Majestatyczny gołąb, uroczy ślimak, mistyczny miłorząb – każdy z nich ma do opowiedzenia ciekawą historię.  
Wszystko zaczęło się, kiedy Nathanael Johnson postanowił nauczyć córeczkę nazw wszystkich drzew, które mijali w drodze do przedszkola w San Francisco. Mały projekt zamienił się w wielką przygodę mającą na celu odkrycie sekretów i ciekawostek dotyczących fauny i flory w mieście. 
Sekrety roślin i zwierząt w miejskiej dżungli uchylają rąbka tajemnicy z życia zwierząt i roślin, które znajdziesz na pobliskim skwerze, w parku czy przy drodze do pracy. Lupa, lornetka i przewodnik – tylko tyle potrzeba, aby poznać fascynujący świat miejskiej przyrody. Każdy z bohaterów książki odkrywa nie tylko własną historię, ale ukazuje również prawdziwe oblicze świata natury – który bywa przewrotny, czasem irytuje, ale przede wszystkim jest przepiękny. 
Zagłębiając się w miejską dżunglę, dowiesz się, że gołębie potrafią latać z prędkością 177 kilometrów na godzinę oraz dobierają się w pary na całe życie, a wrony nie tylko zapamiętują ludzkie twarze, ale potrafią robić na złość tym, którzy wchodzą im w drogę. Z kolei liście nasturcji idealnie nadają się na kanapkę, a składniki na najlepszą sałatkę znajdziesz w parku.
I faktycznie, z książki dowiadujemy się mnóstwa ciekawostek o stworzeniach, drzewach i chwastach rosnących w miastach. Autor wybrał tylko kilka najpospolitszych przykładów gatunków występujących często w miejscu gdzie mieszka (San Francisco) i zasypuje nas frapującymi wiadomościami na ich temat. Mogłoby się wydawać, że fauna i flora amerykańskich miast będzie się znacznie różnić od tej występującej w Polsce. A jednak! Wiewiórka, ślimak, wrona, gołąb, czy mrówka to zwierzęta, które nie sposób przeoczyć i u nas. Trochę inaczej jest z roślinami, bo miłorząb japoński nie jest gatunkiem pospolitym w naszym kraju, ale nie rośnie też tylko w ogrodach botanicznych lub arboretach. Natomiast informacje o nim są fascynujące!

Gdy zacząłem pisać o stworzeniach zamieszkujących moją okolicę, szybko odkryłem, że jest ich zbyt dużo, aby zmieściły się w jednej książce. Gdybym próbował skatalogować każdy gatunek z osobna, powstałby przewodnik - opasła kompilacja opisów i wypunktowanych faktów. I choć uwielbiam przewodniki, nie są one dobre dla początkujących, ponieważ podają informacje pozbawione kontekstu. Ptaki, drzewa i grzyby są opisane na oddzielnych stronach, zamiast połączone w jedną, spójną całość. Nie chciałem zostać chodzącą encyklopedią, ale pragnąłem znaleźć głębię i złożoność w tym, co poprzednio uznałem za nijakie, miejskie przecznice.

Nathanael Johnson, jak sam przyznaje, napisał tę książkę nie tylko po to, aby podzielić się swoją wiedzą i zdobytymi informacjami, ale dlatego, żeby zachęcić innych do samodzielnych obserwacji i poszukiwań.
Chciałbym, aby czytelnicy mijający po drodze miłorząb doświadczyli takiej samej fascynacji, jaką mogliby poczuć stojąc w kępie sekwoi wieczniezielonych porastających wybrzeże. Chciałbym, by z uwagą przyglądali się brzydkich chwastom rosnącym w szczelinach chodnika. Żeby spojrzeli z podziwem na majestatycznego ulicznego gołębia. No dobrze, może nie z podziwem, ale przynajmniej z częściowym szacunkiem połączonym z odrobiną obrzydzenia i uznaniem dla tego absurdu. Gdy codziennie masz styczność z naturą, widzisz ją w zwyczajnej, mało dostojnej formie. To dobry, a nawet potrzebny sposób patrzenia na przyrodę, ponieważ jest on szczery. Natura nie zawsze jest piękna. Może być groteskowa, okrutna, a nawet komiczna.Jeśli ludzie pragną nawiązać bardziej harmonijną relację z przyrodą, muszą spojrzeć na nią jak na całość: zapierającą dech w piersiach, odrażającą, inspirującą i denerwującą równocześnie. Nazbyt łatwo dostrzegamy w czymś tylko dobrą lub złą stronę. Jeśli będziemy umieli kochać naturę za to jaka ona jest - a więc nie tylko wyidealizowana i perfekcyjna - otrzymamy prawdziwą szansę na zakończenie konfliktu między cywilizacją a dziczą i zastąpienie go bliską zażyłością. 
Skupiając się na miejskiej - i podmiejskiej - faunie i florze, zrywam z tradycją pisania o naturze. Według niej człowiek (prawie zawsze jest to człowiek) udaje się w samotności do dziczy. Wchodzi w kontakt z bardziej autentyczną formą przyrody, doznaje olśnienia i rozpływa się nad nią. Ja pragnę połączyć ludzi i przyrodę w jedno, żeby sprawdzić, czy uda mi się doświadczyć cudów natury bez konieczności opuszczenia cywilizacji. Według mnie to podejście jest uczciwsze, bardziej pragmatyczne i użyteczne. 
Czy do badania przyrody potrzeba skomplikowanych sprzętów. Nathanael Johnson twierdzi, że zupełnie nie! Wystarczą oczy i uszy szeroko otwarte. Czasem przydatne będą lupa, lornetka i przewodnik (ten książkowy, ale też żywy człowiek) ... Przyda się też odrobina cierpliwości, a może nauczymy się jej właśnie dzięki obserwacjom?




Książka jest zdecydowanie niebanalna. Autor zachwyca się przyrodą jak dziecko, patrzy głębiej, widzi więcej. Dostrzega osobliwości natury, docieka dziwów, rozwiązuje zagadki, buszuje w przyrodniczych atlasach i przewodnikach, wreszcie spotyka się z przyrodnikami specjalizującymi się w badaniu tych zwyczajnych-niezwyczajnych gatunków.
Idąc przez miasto, możesz nie mieć wrażenia, że obcujesz z przyrodą, ale tak właśnie jest: otacza cię gęsta sieć połączeń, do których zaliczają się wymiana składników odżywczych, sprzeczne interesy i komunikacja międzygatunkowa. Mamy przed sobą niewidzialny świat, który aż prosi się, żeby go poznać. Ta książka ma na celu podarowanie czytelnikom oczu, które ten świat pomogą im ujrzeć.


 Co tu więcej pisać. Warto przeczytać samemu, dać się porwać dziecięcej ciekawości i zyskać nowe spojrzenie na miasto!

4 komentarze:

  1. Chętnie przeczytam, takie podejście jest mi bardzo bliskie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że moją pierwszą myślą było- zrobiła się moda i oto wysyp tego typu książek, a to mnie zawsze zniechęca w jakimś stopniu do czytania. Teraz już nie jestem uprzedzona, więc jest spora szansa, że poddam pozycję osobistej weryfikacji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Też dziwię się jak dużo książek o tematyce przyrodniczej się pojawiło ostatnio. Myślę, sobie, że chyba fajnie czytać na ten temat, bo wciąż tak mało wiemy, nadal nie doceniamy innych stworzeń...

      Muszę uczciwie przyznać, że nie zgadzam się z absolutnie wszystkimi tezami autora zawartymi w "Sekretach...". Niemniej jednak informacje, które znalazłam w tej pozycji są fascynujące i dają do myślenia!

      Usuń