"Jadłonomię" Marty Dymek dostałam od mamy w prezencie imieninowym prawie rok po tym jak ukazało się pierwsze wydanie. Przez ten rok marzyłam o posiadaniu książki, wzdychałam do okładki i tłumaczyłam sobie, że pewnie i tak wszystko jest na blogu autorki... Nic bardziej mylnego! Książka (na przekór temu co znajdziemy w tytule) zawiera sporo ponad 100 przepisów i może jedna trzecia z nich pokrywa się lub przypomina te blogowe. Gotowanie z nią to prawdziwa przyjemność.
Pierwsza rzecz, która zachwyca, gdy weźmiemy książkę do ręki to jej rozmiar (jest OGROMNA), potem nie możemy oderwać wzroku od apetycznych zdjęć, pięknych grafik między rozdziałami i wstążkowej zakładki (tych zakładek powinno być co najmniej kilka). Na początku znajdziemy krótki tekst, który jest wprowadzeniem do kuchni roślinnej. Gdy wczytamy się w tytuły rozdziałów - Bulwy i korzenie; Kapusty; Cebule, czosnek i por; Liście i zioła; Dynie; Pomidory, papryki, bakłażany; Warzywa zielone; Grzyby; Warzywa strączkowe; Tofu i tempeh; Bakalie, nasiona i zboża oraz Przepisy podstawowe (między innymi na domowy majonez i ketchup, warzywny bulion, czy bułki do burgerów) - dostajemy zawrotu głowy, bo nie wiemy gdzie szukać ciast, a gdzie zup. Okazuje się jednak, że nowe spojrzenie Marty na podział potraw jest bardzo praktyczne, na przykład gdy mamy w domu dużo marchewek, od razu wiemy gdzie szukać przepisów z ich udziałem. Zmusza też czytelnika do prześledzenia treści książki przed gotowaniem (co jest niezwykle inspirujące) i pokazuje, że nie ma nic dziwnego w czekoladowym cieście z buraka.
Z książką Marty Dymek ugotujemy potrawy przypominające te "babcine" i takie, które czerpią inspirację z drugiego końca świata - przekąski, przystawki, pasty do chleba, zupy, dania główne, burgery, sałatki, desery, napoje i wiele innych.
Każdy receptura opatrzona jest indywidualnym wstępem. Często jest to wspomnienie lub anegdota, niekiedy historia powstania przepisu, czasem specjalna informacja o danym składniku. Jako fanka takich opowiastek odczuwałam niestety mały niedosyt, bo wstępy były krótkie. Nie to jest jednak w książce kucharskiej najważniejsze.
Same przepisy są bardzo przejrzyste. Dowiadujemy się dokładnie czego potrzebujemy do stworzenia potrawy i jakie czynności musimy wykonać. Zwykle wystarczą podstawowe składniki - warzywa, które dostaniemy na bazarku oraz przyprawy, które każda gospodyni ma w swojej kuchni. Niekiedy jednak musimy zaszaleć i kupić coś wyjątkowego - autorka tłumaczy zazwyczaj dlaczego dany składnik jest potrzebny i co on zmienia, dobrze jest podążać za jej wskazówkami. Jeśli gotujemy zgodnie z przepisem możemy liczyć na wspaniałe efekty.
Uważam, że książka jest zdecydowanie warta swej ceny i wypróbowania każdego przepisu. Polecam ją nie tylko weganom, czy osobom zaczynającym przygodę z kuchnią roślinną, ale wszystkim tym, którzy lubią zjeść zdrowo, nie boją się eksperymentować lub akurat teraz chcą nauczyć się gotować. Zachwycił mnie fakt, że bazą większości przepisów są warzywa i strączki, natomiast niewiele było receptur z kaszami, na które bardzo liczyłam. Ponieważ nawet taka mnogość i różnorodność receptur, to po jakimś czasie za mało - czekam na więcej...
Bardzo, bardzo chciałabym tę książkę posiadać! :) Bloga Marty czytam często, ale ta książka na pewno posiada o wiele więcej treści niż na blogu :)
OdpowiedzUsuńPolecam. :)
Usuńa czy sa w tej ksiazce zawarte pomysly na sniadanie, przekoski itp? pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, ale nie dużo i nie jest to usystematyzowane w ten sposób.
Usuń