piątek, 20 stycznia 2017

Marzenia o domowej drogerii prosto z lasu, czyli eksperymenty z żywicą sosnowo-świerkową.

Jako mała dziewczynka wierzyłam, że jeśli włożę żywiczne "kamyczki" do słoika z posoloną wodą, to wyprodukuję sobie własny bursztyn. Gdybym wtedy wiedziała, że z tych lepkich, pachnących skarbów można zrobić mydło, krem, maść, perfumy i wodę po goleniu... 





Żywica sosnowo-świerkowa ma właściwości przeciwgrzybiczne, przeciwzapalne, antyseptyczne i antybakteryjne. Nic dziwnego, w końcu jest naturalnym opatrunkiem drzewa. Dawniej rozpuszczano ją w tłuszczu i taką maść stosowano do leczenia oparzeń, wrzodów i trudno gojących się ran, a także na ukąszenia owadów, stany zapalne skóry. Maść żywiczną wcierano również w plecy, klatkę piersiową i kark, co miało pomagać w leczeniu przeziębienia oraz stosowano na bolące mięśnie i stawy.

Wyprawa do lasu  po żywicę sama w sobie jest magiczna, a przy mieszaniu kosmetyków czułam się już zupełnie jak czarownica! Pierwotnie planowałam wykorzystać żywiczne skarby do produkcji całej gamy kosmetyków, ostatecznie zdecydowałam się na dwa - mydło i wodę po goleniu.



Woda po goleniu?

Tuż po tym jak stwierdziłam, że zrobię super wypaśną leśną wodę po goleniu, mój mąż postanowił zapuścić brodę...

Na początku 150g żywicy sosnowo świerkowej oraz 200g spirytusu połączyłam ze sobą w wyparzonym słoiku, zakręciłam i odstawiłam. Co jakiś czas potrząsałam specyfikiem. Po ponad dwóch miesiącach przecedziłam 80 g intraktu do buteleczki, dodałam  40 g hydrolatu lipowego oraz łyżeczkę gliceryny. Zakręciłam, wstrząsnęłam, by wszystko się wymieszało i... STOP! Jeszcze zanim czymkolwiek potrząsnęłam piękny bursztynowy przeźroczysty intrakt zamienił się w śmietankową ciecz. 

Prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia, czemu tak się stało i co z czym zareagowało. Ciecz ma obłędny choinkowy zapach, ale to chyba jej jedyny atut. Kolor nie powala, a mimo płynnej konsystencji woda wybitnie lepka. Póki co, moim popisowym płynem oblepiłam wagę kuchenną, lejek, zlew, blat, stół i własne ręce. Buteleczka z "wodą po goleniu" będzie mi przypominać, że eksperymenty nie zawsze muszą się udać.

Resztę intraktu zostawiłam, na wszelki wypadek... Nie wiem jednak, czy odważę się go użyć.







Leśne mydło!

Moje eksperymenty z żywicznymi kosmetykami zaczęłam od leśnych mydeł. W emaliowanycm garnuszku umieściłam 150g oleju kokosowego150g oliwy oraz 50g żywicy sosnowo-świerkowej prosto z lasu. Położyłam garnuszek na płycie pieca, pod którą palił się lekki ogień i macerowałam żywicę na gorąco w sumie przez około 5 godzin, co jakiś czas robiłam przerwy, od czasu do czasu mieszałam. Ponieważ część żywicy przykleiła się do dna i stawiała opór łyżce, którą mieszałam macerat, kilka razy wychlapałam część oleju. Gdy uznałam, że co się miało rozpuścić to się rozpuściło, przecedziłam zawartość garnuszka do naczynia, w którym chciałam kręcić mydło i zważyłam go - wyszło mi 315 g maceratu kokosowo-oliwnego z żywicą. Wprowadziwszy dane do kalkulatora mydlanego, ustaliłam, że powinnam zrobić ług z 119g wody oraz 48g wodorotlenku sodu. By mydło było twarde zdecydowałam się dodać łyżeczkę soli. Zmieszałam więc ług, przestudziłam go i wlałam do olejów. Ukręciłam piękny budyń i kiedy chciałam zlać go do foremek zaczął żelować, zbrylać się i pocić. Mimo wszystko przełożyłam go do form. Po kilkunastu godzinach wyjęłam z nich tłuste, ale zwarte i wspaniale pachnące kostki. Odłożyłam do leżakowania na ponad 10 tygodni. 

Mydła mają trochę białego nalotu i nieco rustykalny wygląd, jednak delikatny zapach lasu i doskonała piana rekompensują ich ułomności estetyczne. Co do tego jak działają trudno mi się wypowiedzieć, 
na razie myję nimi tylko ręce.



Eksperymenty z żywicą miały chyba na celu nauczyć mnie pokory... Robiąc leśne kosmetyki inspirowałam się wpisami na blogach HerbinessZiołowa Wyspa i Leśne Życie, ale by tworzyć takie produkty muszę jeszcze sporo przeczytać i wiele się nauczyć. Poznać chemiczny skład roślinnych specyfików i wiedzieć czego mogę się spodziewać, gdy połączę je ze sobą. 

EDIT (2017.01.22): Dowiedziałam się, że jeśli do alkoholowego ekstraktu doda się wody, to z przeźroczystego robi się mleczny. Po depilacji wąsika i pojedynczych włosków na brodzie przetarłam własną twarz "wodą po goleniu", a następnie olejem kuchennym (z pestek winogron). Skóra jest w bardzo dobrej kondycji.

EDIT (2018.01.21): Woda po goleniu w końcu się sklarowała, a mąż po roku zapuszczania i przycinania brody postanowił się ogolić! Kosmetyk pachnie obłędnie i spełnia swoją funkcję znakomicie.

6 komentarzy:

  1. To prawdziwy eksperyment :) Ale szczerze mówiąc wydaje się bardzo ciekawy :) Daj znać jak sprawdzą się te kosmetyki w użyciu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mydełka jak mydełka.

      A "woda"? Hmm... Trudno powiedzieć, kto i kiedy odważy się ją przetestować. ;)

      Usuń
  2. Ja zrobilam "relaksacyjną" maść, rozpuszczajac żywicę, olej kokosowy i masło shea, plus kilka kropli olejku lawendowego, nie mialam niestety wosku pszczelego, ktory bylby kropka nad i. Proporcje "na oko", wlalam do sloika, wstawilam do lodowki i ma rzeczywiscie konsystencje masci o cudnym zapachu. Do tego magiczne wlasciwosci - zakatarzone dzieci na progu przeziebienia zostaly uleczone smarowaniem klatki piersiowej 😉 No dobrze,pewnie nie tylko dzieki tej masci, ale na pewno tez pomogla. Żywica to istny leśny skarb...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Może kiedyś się porwę na taką maść. Dziękuję za przepis! :)

      Usuń
  3. Podziwiam Cię, że tak potrafisz wykorzystywać skarby natury, ale z drugiej strony mieszkając w takiej okolicy było by grzechem nie spróbować!
    Ja ciągle mam jakieś obawy, że mi nie wyjdzie i zmarnuje surowce, muszę od czegoś prostego zacząć - co polecisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Może od naparów i wywarów (do picia ku zdrowotności) z drzewnych pączków? Trudno tu coś zepsuć, a jak się nie uda to też żaden koszt, więc nie żal wylać?

      Poczytaj o tym

      Usuń